Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie mar 11, 2012 14:36 Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Nie wiem czy ten wątek będzie próbą rozliczenia się z samą sobą, czy też przeprosinami dla mojego Śnieżka… Wiem, że ten wątek nie wróci mu życia, ale jeśli pozwolicie to opowiem Wam o wspaniałym kocie, którego miałam szczęście poznać… O Śnieżku…
Zacznę od tego, że od lipca poprzedniego roku poszukuję swojego zaginionego Kocurka Mićka. W międzyczasie w moim życiu pojawił się kocur Śnieżek. Piękny, dostojny, biały z czarnymi uszkami i ogonkiem… Zauważyłam go pewnego wrześniowego dnia, idąc rano do pracy. Zaczęłam przynosić mu jedzenie. Kocurek był dziki. Czaił się pod krzakami i podchodził do miski dopiero jak odeszłam. Nigdy nie próbowałam go głaskać. Sam pewnego dnia się przełamał :) Kiedy przyszłam z miską podszedł i zaczął ocierać się o ręce i nogi. Potem już mogłam swobodnie głaskać go za uszkiem i po łepku, jak lubił, a on pięknie przy tym mruczał i barankował :)
Zanosiłam mu jedzenie rano przed pracą o 7.30 i po południu między 16, a 16.30, niekiedy była to 17 z minutami. Czasem kiedy nie chciał jeść po południu, to przychodził tylko na głaski i leciał dalej. W niedzielę kiedy nie szłam do pracy wstawałam rano i też leciałam do niego z miską, z jego ukochaną saszetką np. wołowinkową i z plasterkami kiełbaski. W zasadzie to wszystko lubił. I boczek i kotlety mielone. Rybę chyba lubił najmniej.

Śnieżka dokarmiałam pod krzaczkiem. Dokarmiałam jeszcze kotkę kilka metrów dalej, w takiej wnęce w ścianie, za kratkami (dorobiłam sobie klucze), ale kotka przychodziła coraz rzadziej, ostatnio w ogóle i kiedy zrobiło się chłodno Śnieżek się tam przeniósł. Spał w kartoniku kotki, na poduszce. Kiedy na dworze zrobiło się bardzo chłodno, zaniosłam za kratki dużą, kartonową budkę dla Śnieżka. Wprawdzie nie miałam styropianu, ale tata pomógł mi ją jakoś złożyć i włożyliśmy do środka grubą kołdrę, i kapę i ciepły polarek. Na budkę położyłam ręcznik i wielką kołdrę. Wstawiłam budkę tak, że nie wiał na nią wiatr, ani nie padał śnieg. W budce na pewno było mu w miarę ciepło (mam nadzieję), ale poza budką było chłodniej, więc woda zamarzała. Nosiłam przy sobie wodę w razie gdyby Śnieżek chciał się napić. Dostawał suchą karmę, ale miałam przy sobie saszetkę i kiełbaskę na wypadek gdybym go zastała. Jakoś udało mu się przetrwać zimę. Sylwestra również, chociaż było ciężko, bo musiałam nieźle się nakombinować, żeby dorobić sobie klucz do piwnicy, w której czasem też nocował. Raz spotkałam pana, który opiekował się małym Śnieżkiem i jego mamą. Mama zdechła, miała ponoć pełno robaków. Śnieżek ma burą siostrę, ale nie wiadomo gdzie, a sam ma ok.3 lat i już w wieku ok.3 miesięcy jako rezolutny i zaradny kotek wyruszył sam w świat. Wracał tylko na zimę do piwnicy, a przez prawie cały rok gdzieś sobie wędrował. Ten pan, który dokarmiał małego Śnieżka niestety już tam nie mieszka i kotu ciężko byłoby spędzić tą zimę, bo wszystkie okna w piwnicy były pozamykane. Na sylwestra pod głupim pretekstem wchodziłam do bramy jak tylko drzwi się otwierały i udawałam, że szukam znajomej, a tak naprawdę to uważałam, żeby nikt nie widział i otwierałam mu okienko w piwnicy. Kilka razy chodziłam w sylwestra sprawdzałam czy wszystko z kotkiem w porządku (mieszkam ulicę dalej).

W styczniu Śnieżek zniknął na 3 tygodnie. Chodziłam, szukałam, prosiłam o otwarcie piwnic, wołałam i nic. Znajoma, która dokarmia niedaleko koty mówiła, że pewnie na dziewczyny poszedł i żebym się martwiła, bo pewnie lada dzień wróci. I miała rację. Śnieżek wrócił. Zjadł dwie saszetki i znowu poleciał na dziewczyny :)
Ponownie znikł na 3 tygodnie. Ostatnio chodziłam za te kratki tylko popołudniami, bo jedzenie prawie nie znikało. Chodziłam co dwa dni i wymieniałam jedzenie na świeże. Zauważyłam, że na kołdrze na wierzchu pudełka odbite są kocie łapki. Czułam, że Śnieżek przychodzi, ale rozmijaliśmy się. W tamten czwartek przyszłam trochę później, po godz 17 i jakoś tak się zasiedziałam za tymi kratkami, bo oglądałam jeża, który też tam się zadomowił :) Odwróciłam się i zobaczyłam Śnieżka. Wyglądał jak duch. Wielkie, przerażone oczy, ale najgorsze dopiero miałam zobaczyć. Kiedy podszedł się głaskać zauważyłam, że z jednej strony ma ogromną ranę na pyszczku. Miał rozdarte ucho, skóra zerwana była do kości. Rana miała kilka dni, krew była zaschnięta, ale nadal sączyła się ropa. Nie miałam przy sobie telefonu. Zanim skoczyłam do szkoły zadzwonić (bo Śnieżek to szkolny kotek) to kotek uciekł. Nie chciałam go wtedy łapać, bo zjadł i poszedł i trzymał się normalnie na nogach. Bałam się, że jak nie uda mi się go złapać w pojedynkę, to potem już na pewno nie wróci po nieudanej próbie. Kotek zjadł, schował się na podwórku, a ja skoczyłam zadzwonić po mamę. Cały czas rozglądałam się za kotem. Mama przyszła 3 minuty później z kartonem, który można było zamknąć. Niestety Kocurka już nie było.
Na drugi dzień siostra powiedziała mi, że również widziała Śnieżka poprzedniego dnia, ale rano. Konserwator szkolny również go widział. W piątek urządziłam na niego polowanie. Zaopatrzona w pojemnik na koty spacerowałam wokół szkoły ponad 2 godziny. Konserwator był do późna w pracy, więc gdyby zobaczył kota miał mnie powiadomić. Już miałam iść do domu kiedy zobaczyłam Śnieżka. Już nie szedł normalnym krokiem, tylko ciągnął łapki po ziemi, wyglądał jakby miał gorączkę i co dziwne w ogóle nie reagował na ludzi dookoła! Tak sobie to tłumaczę, że może wcześniej ta rana aż tak go nie bolała, ale teraz czuć było już ropą od niego (w czwartek w zasadzie też) i widać nie mógł wytrzymać z bólu. Zawołałam go i podszedł. Wszedł za krateczki do miski i dał się złapać do pojemnika na koty, ponieważ tam wstawiłam miskę z saszetką. Zaniosłam go do weterynarza. Wyrwał się i biegał jak szalony. W końcu udało nam się go złapać. Dostał dwa zastrzyki. Zaniosłyśmy go z mamą na działkę. Dałyśmy kocyki, miseczki, kuwetkę i spokojnie zjadł i poszedł spać. Śnieżek miał dostawać zastrzyki co 3 dni. Aż mi serce pęka jak przypomnę sobie kiedy go łapałyśmy na działce, żeby znowu na zastrzyk do weterynarz zanieść. Tak się zapierał tymi brudnymi łapkami… (takie łapki króliczka miał…) 6 dni po złapaniu, w środę czuł się dobrze. Mama mówi, że nawet się wyczyścił trochę i już nie wyglądał jak węgielek i zeskoczył z łóżka i zaglądał co mama mu jeść przyniosł :) W czwartek nic nie jadł i nie pił. Tylkom miauczał całą drogę do weterynarza… Myślałam, że to ze zmęczenia i od zastrzyków, i że jak odpocznie to wróci do siebie. Widać Śnieżek coś przeczuwał… Mama mówi teraz, że się żegnał ze mną… Po zastrzykach miauczał mniej, a jak wróciliśmy na działkę to tylko chciał się głaskać i poszedł spać do swojego polarka, który mu przyniosłam z budki zza kratek. Na drugi dzień, piątek, telefon od mamy. Śnieżek zdechł. Popłakałam się i musiałam bardzo to kryć, bo przecież w pracy cały czas byłam. Po pracy poszłam na działkę. Potrzebowałam spędzić trochę czasu z nim, pogłaskać, pocałować, powiedzieć tego, czego nie zdążyłam i po prostu się z nim pożegnać… Serce mi pękło jak zobaczyłam to skurczone, biedne, ranne, brudne biedactwo, na którym już znowu zaczęły szaleć pchły… ((był odpchlony,ale znowu złapał pchły)… Nie dałam rady włożyć go do woreczka… Przykryłam go tylko jego polarkiem i płakałam dobre pare minut…

W sobotę rano pochowałam go na działce. Pogłaskałam po łepku, podrapałam za uszkiem tak jak lubił, potrzymałam za zimne łapki… Powiedziałam mu, że przepraszam go za to, że skupiając się na poszukiwaniu zaginionego Mićka, nie zauważyłam jakiego cudownego Kocurka mam obok siebie… I nawet jeśli mówiłam Śnieżkowi, że do Mićka to mu daleko i że nim nie jest (taka durna jestem!) to teraz powiedziałam mu, że to prawda, że Mićkiem nie jest, bo jest zupełnie inny, ale kocham go tak samo mocno jak Mićka i że będzie mi go bardzo brakować…

Mam wyrzuty sumienia cały czas… że wtedy jak drugi raz Śnieżek zniknął to chodziłam co drugi dzień, ale skąd mogłam wiedzieć, że coś może mu się stać? Takie głupie tłumaczenie się… Tak myślę, czy może Śnieżek sam wyszedł do ludzi, bo nagle jednego dnia widziała go i siostra i ja i konserwator, a może wcześniej na chwilę przychodził i znikał z raną dalej gdzieś… I chyba znowu sama przed sobą się tłumaczę… Mogłam przecież iść trochę później i może bym go zastała, ale skąd człowiek może wiedzieć czy wtedy jakbym czekała przyszedłby? Może byłby wcześniej i i tak byśmy się rozminęli… Mogłam więcej czasu mu poświęcić… a nie tylko Miciek i Miciek, ale przecież jedzenie miał, nawet w niedzielę chodziłam, budkę miał, kołderki, kocyki, głaskanie… Kolejny tłumaczenie się… Zastanawiałam się dlaczego nie zabrałam go na zimę do domu, ale przecież on żył 3 lata tak, na wolności. Kochał biegać po podwórku, za ptakami, bał się ludzi… Widziałam jak bardzo był przerażony kiedy był pierwszy raz zamknięty w 4 ścianach u weterynarza… W życiu nie widziałam tak przerażonego kota… Zamknięcie go w 4 ścianach byłoby katorgą…

Jeszcze kiedy spał za kratkami widziałam, że poduszka na której spał była zasiusiana… jakoś wtedy nie zwróciłam na to uwagi… Na działce siusiał pod siebie lub obok… Myślałam, że to może z powodu zastrzyków w tylne łapki nie mógł chodzić i dlatego tak robił. Powiedziałam o tym weterynarzowi i mieliśmy zrobić badania krwi po tym jak rana troszkę by się podgoiła, żeby sprawdzić co z nerkami. Nie zdążyliśmy… Już za późno na cokolwiek… Myślałyśmy ze mamą, że jak wyzdrowieje, a nie będzie chciał od nas iść to go już na działce zostawimy i zostanie z nami…
Tyle myśli mam w głowie i tyle pretensji… Ale może tak miało być? Że nieważne co próbujesz robić to wszystko (lub prawie wszystko) jest już jakoś wcześniej ustawione? Może tak miało być, że miałam poznać Śnieżka, oswoić go do siebie i pomóc mu odejść z tego świata z godnością i w miłości… a nie żeby zdechł jako niekochany, głodny, płaczący z bólu kot…




Do Śnieżka:

Mam tylko nadzieję Śnieżku, że zrobiłam to, co w mojej mocy. Wybacz mi, że nie zdążyłam Ci pomóc… Mogłam próbować Cię złapać dzień wcześniej, mogłam to, mogłam tamto… Nigdy nie zapomnę jak szłam do Ciebie z miseczką, a Ty wybiegałeś i piskliwie miauczałeś i prowadziłeś mnie pod nasz krzaczek :) Jak tarzałeś się na pleckach i jak tylko podchodziłam to uciekałeś dalej i zachęcałeś wzrokiem do dalszej zabawy… :) Nadal nie mogę uwierzyć, że Ciebie Śnieżeczku już nie ma… Odszedłeś kochany, miałeś ulubione jedzonko, miałeś swój kąt, nie czułeś bólu, bo wiem, że zastrzyki uśmieszały ból… Kochany mój…

Przepraszam Cię Śnieżku. Kocham Cię ponad życie. Chciałabym tylko, żebyś mi się przyśnił… Jak biegasz po trawce, pod naszym krzaczkiem… Wtedy wiedziałabym, że jesteś TAM szczęśliwy… Pobrykaj kotusiu w moich snach...

Ps. Posadzę Ci kwiatki tam gdzie leżysz… najpiękniejsze jakie znajdę…
Gdziekolwiek jesteś jestem zawsze przy Tobie…
Nigdy Cię nie zapomnę, a pustka w moim sercu po Twoim odejściu jest NIE DO WYPEŁNIENIA :(((((((((((((((((((((((((((((((
Śpij spokojnie moje maleństwo...
DZIĘKUJĘ CI Śnieżku… :*********************************
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 15:18 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Bardzo Ci współczuję :( :( :(
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Nie mar 11, 2012 15:40 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

MalgWroclaw pisze:Bardzo Ci współczuję :( :( :(


Ech tragedia, bo jednego kotka gdzieś schronisko wywiozło i nie wiadomo do tej pory co się z nim stało, a Śnieżek jeszcze teraz w piątek... Niecały rok i nie ma przy mnie dwóch ukochanych kocurków... Zastanawiam się czy można się pozbierać po takiej tragedii jaką jest utrata przyjaciół :(((( Dziękuję za wsparcie...
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 17:26 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Tak jeszcze zastanawiam się cały czas, czy nie zrobiłam źle zostawiając go na podwórku zamiast oswoić całkiem i zabrać do domu, wykastrować i zabierać na spacerki na smyczy? Ale przecież nie wszystkie koty są domowe... Można zamknąć je w domu, a i tak będą chciały wyjść i tylko męczyłyby się na smyczy... Myślę, że taki był Śnieżek... Przychodził, zjadł, pogłaskał się, pomruczał i tyle go widziałam...
Żegnaj Śnieżeczku... :(
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 17:47 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Ogromnie współczuję straty przyjaciela i jednocześnie cieszę się, że znalazłaś w sobie tyle miłości i dobrej woli, żeby opiekować się dzikim kotkiem. Ona na pewno to doceniał.

Myślę tylko, że na pewno takie koty powinno się KASTROWAĆ. Zawsze. Kocur niekastrowany walczy z innymi, wędruje, odnosi rany. Jest wiecznie narażony na obrażenia, zarażenie chorobami zakaźnymi czy nawet jakiś wypadek na nieznanym terenie, na który zapuścił się w poszukiwaniu kocic. Poza tym - kocięta! Jeden kocur może zapłodnić całe mnóstwo kotek i sprowadzić na świat kolejne pokolenie bezdomniaczków. On sam miał Ciebie. A kto zaopiekuje się jego dziećmi? Bezdomne maluszki masowo umierają, chorują, giną. Trzeba robić co tylko można, żeby ograniczać rozmnażanie się wolnożyjących kotków, bo jest ich zwyczajnie za dużo i nie ma szans zapewnić im właściwej opieki.
Obrazek Obrazek + Kosmicia i Migotka
Moje koty żywię BARFem.

alukah

 
Posty: 420
Od: Wto maja 31, 2005 15:16
Lokalizacja: Łódź/Lublin

Post » Nie mar 11, 2012 17:52 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

alukah pisze:Ogromnie współczuję straty przyjaciela i jednocześnie cieszę się, że znalazłaś w sobie tyle miłości i dobrej woli, żeby opiekować się dzikim kotkiem. Ona na pewno to doceniał.

Myślę tylko, że na pewno takie koty powinno się KASTROWAĆ. Zawsze. Kocur niekastrowany walczy z innymi, wędruje, odnosi rany. Jest wiecznie narażony na obrażenia, zarażenie chorobami zakaźnymi czy nawet jakiś wypadek na nieznanym terenie, na który zapuścił się w poszukiwaniu kocic. Poza tym - kocięta! Jeden kocur może zapłodnić całe mnóstwo kotek i sprowadzić na świat kolejne pokolenie bezdomniaczków. On sam miał Ciebie. A kto zaopiekuje się jego dziećmi? Bezdomne maluszki masowo umierają, chorują, giną. Trzeba robić co tylko można, żeby ograniczać rozmnażanie się wolnożyjących kotków, bo jest ich zwyczajnie za dużo i nie ma szans zapewnić im właściwej opieki.


Kastracja była w planach... ale ciężko było go złapać :( Ostatnio udało mi się go złapać, ale to pewnie tylko dlatego, że był osłabiony przez ranę...
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 18:52 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

marzena81 dlaczego go nie wzięłaś do domu?
Obrazek

wiesiaczek1

Avatar użytkownika
 
Posty: 2176
Od: Nie kwi 10, 2011 21:23
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie mar 11, 2012 18:58 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

wiesiaczek1 pisze:marzena81 dlaczego go nie wzięłaś do domu?


W domu u rodziców jest doberman, więc odpada :( Wynajmuję mieszkanie u znajomej, ale ona powiedziała, że nie chce, żebym chorego kota brała do domu. Nie miałam wyjścia, a na ulicy bym go nie zostawiła. Wydaje mi się, że nie ma znaczenia gdzie Śnieżek był. Na działce miał wszystko co było potrzebne. Codziennie przychodziła do niego mama, lub ja z mamą. Miał świeże jedzenie, picie, swoje łóżko...
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 19:03 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

wiesiaczek1 pisze:marzena81 dlaczego go nie wzięłaś do domu?


Zdaję sobie sprawę z tego, że nie miał opieki 24 godziny na dobę, ale gdyby był w domu i gdybym szła do pracy też zostawałby przecież sam... Sprawdzałyśmy z mamą jak się czuje, obserwowałyśmy... Kotek zjadał przy nas, pił i zasypiał. Do weterynarza chodziłyśmy co trzy dni. Mierzył temperaturę, sprawdzał co z kotkiem.
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 19:19 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Popłakałam się :cry: :cry: Śnieżku[*]
Dobro raz dane, wraca z podwójną siłą.
Kacperku[*]przepraszam Cię za to, co musiałam Ci dziś zrobić. Dziękuję Ci za 16,5 roku bycia razem.
05-1995-27-12-2011.:( :(
Rysio-16-02-2013 [*] :( :( Przecinak-Synuś-13-12-2016[*] :( :(
ObrazekObrazek

Hieny na pokład.
Dążymy do szczęścia, nie zadeptując trawników innym.
“Człowiek, który nie ma się czego bać, to człowiek, który nie ma czego kochać.”

meg11

 
Posty: 25302
Od: Wto sty 11, 2011 15:22
Lokalizacja: Radom

Post » Nie mar 11, 2012 19:34 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

meg11 pisze:Popłakałam się :cry: :cry: Śnieżku[*]



Ja cały czas od piątku za nim płaczę... Nie wiem jak to przeżyję... to było moje ostatnie szczeście w życiu... teraz już nic nie mam... jestem załamana... :(
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 19:36 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

Marzenko, nie pisz tak. Jest Ci strasznie ciężko, ale wiedz, że na Twojej drodze stanie jakiś potrzebujący pomocy zwierzaczek. Śnieżek mu powie.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46758
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Nie mar 11, 2012 20:12 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

przepraszam, nie chcialam Cię urazić, nie rozpaczaj, zawsze jest możliwość pomocy. bo jest tyle nieszczęścia, ze trudno sobie wyobrazić, jestem doświadczona, bo straciłam już wiele kotów , pomogam dalej i dalej tracę, :ok:
Obrazek

wiesiaczek1

Avatar użytkownika
 
Posty: 2176
Od: Nie kwi 10, 2011 21:23
Lokalizacja: Łódź

Post » Nie mar 11, 2012 21:14 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

MalgWroclaw pisze:Marzenko, nie pisz tak. Jest Ci strasznie ciężko, ale wiedz, że na Twojej drodze stanie jakiś potrzebujący pomocy zwierzaczek. Śnieżek mu powie.


Zanim zakopałam Śnieżka śniło mi się, że on, mój Snieżek, nagle zmienia się w moja kotkę (mam w wynajętym mieszkaniu 8-io miesięczną biało - czarną kotkę Lanę). Potem nagle śniła mi się działka i to miejsce, gdzie chowamy z mamą zwierzęta. Śniło mi się, że mój zaginiony kotek Miciek kręcił się wokół tego miejsca i wąchał je. Po przebudzeniu pomyślałam sobie, że Miciek wskazuje gdzie Śnieżka pochować, bo najpierw mama chciała go pochować na łąki... Ale Śnieżek to mój kot i chciałam, żeby był pochowany na naszej działce... Koło 3 gołębi... Będzie miał zajęcie, biedne ptaszki :0 :)

To w ciągu niecałego roku drugie moje załamanie... najpierw zaginął Miciek, teraz śmierć Śnieżka... Ciężko mi na razie wrócić do życia... Muszę się położyć, bo jutro rano do pracy i niestety uśmiech na twarz trzeba przykleić... :(

Dziękuję Ci za słowa pocieszenia. Szczere dziękuję.
Ps. wierzę, że śnieżek powie jakiemuś potrzebującemu pomocy zwierzakowi gdzie przyjść...
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

Post » Nie mar 11, 2012 21:19 Re: Żal po stracie Śnieżka :( Dziękuję Ci za te pół roku...

wiesiaczek1 pisze:przepraszam, nie chcialam Cię urazić, nie rozpaczaj, zawsze jest możliwość pomocy. bo jest tyle nieszczęścia, ze trudno sobie wyobrazić, jestem doświadczona, bo straciłam już wiele kotów , pomogam dalej i dalej tracę, :ok:


Nie uraziłaś :) Sama w pewnym momencie zastanawiałam się czy działka to dobre miejsce, bo w mieszkaniu na pewno jest mniej bakterii... ale dostawał leki, wszystko się goiło... nikt nie wiedział, że coś jest w środku... I zastanawia mnie jedna rzecz jeszcze... Jak zobaczyłam go jak umarł to miał brudny pyszczek i nosek też... Jakby może jakiś wylew i strupki się porobiły... Jakby pyszczkiem w czymś grzebał, a przecież nie mógł, bo rana na policzku była... Dziwne... Nie wiem... Biedny Śnieżuś mój...
Pójdę się położyć... Oby mi się przyśnił... taki piękny, szczęśliwy...
Dobranoc

Ps. tak to jest w życiu, wszystko co zyskasz musisz pewnego dnia stracić... tylko jak się z tym pogodzić?
Obrazek

marzena81

Avatar użytkownika
 
Posty: 589
Od: Wto gru 20, 2011 20:48

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 128 gości