No więc siedzi to czarne w łazience w transporterku a ja staram się jak najwięcej głaskać, karmić z ręki i wyciągać na kolana. Przestało mnie gryźć, pryczać na mnie ale oczywiście ciągle przestraszone. Nie mogę puścić do innych kotów bo schowałoby się w jakąś dziurę i tyle byłoby z oswajania. Oby się udało to socjalizowanie
Większy kłopot mam z Szeri, tą dziesięcioletnią kotką od pijaków. Pradopodobnie ma nużycę i okazuje się oporna na leczenie. Niby wygląda wszystko lepiej a tu przychodzi moment kiedy zaczyna się znowu drapać i pasożyty atakują. Możliwe, że będę musiala jej zrobić jakieś badania, żeby stwierdzić z czym wiążą sie te nawroty. Vet dała iwermektynę na skórę ale ta drapie się dalej. Jakieś pypcie porobiły się na uszach w miejscu poprzednich ranek i podobno w tym mogą byc larwy. Znów mam podawać encorton żeby ją wyciszyć . Ale jak patrzę na nią to nie wiem czy kiedykolwiek uda się to opanować.

No ale jak znajoma "pomogła jej" moimi rękami to oczywiście będę to ciągnąć póki się da.
Mój TŻ będący na nartach był ździebko zaskoczony, że przytargałam tego kolejnego kociaka z podwórka. Ale lepiej się czuję jak mam ją w łazience i realny problem, z którym muszę sobie poradzić niż jak widziałam ją na tym mrozie przybiegającą do jedzenia nie wiadomo skąd.
