kamari pisze:puszatek pisze:co tu tak cicho

U Bożenki często nie ma zasięgu. Albo ją zajmują synkowie. Albo koty.
Nie wiem, jak ona sobie z tym radzi. Kiedy jechałam do niej pierwszy raz nie wiedziałam co zobaczę, ale wiedziałam, że ma masę i uszkodzonych i białaczkowych kotów.
Wchodzę, patrzę...no koty są. Grube, lśniące...Pytam, gdzie te chore, a Bożenka mi mówi, że to właśnie te. Szok.
Mój ukochany to Peja. Głuchy, bez łapki, przepiękny czarnulek. Nie mogłam się go pozbyć z kolan. A jak on mruczy i się mizia. Kiedyś go Bożence ukradnę

Marysiu, nie musisz mi kraść Peji, jak bardzo go chcesz to go Ci oddam...Ale musisz się liczyc,ze on się tak wydziera,ze normalni ludzie boja się.On ma postepujaca "skolioze kości"-dopisałam, bo mi się przypomniało...jak był operowany w sprawie tej nózki co ja amputowalismy, to sie kosci mu "rozleciały" i rtg pokazało zgrubienia typowe dla choroby .Wet mówił,ze to będzie postepowało i w póxniejszym czasie niestety moze byc tak,ze w ogóle nie bedzie mógł chodzic.No ale na razie ma się dobrze, i nawet gania jak szalony jak mu najdzie.Ja Marysiu oddam moje koty tylko wtedy ,gdy będe musiała się stad wyprowadzić....wiesz o tym...O Peje tez długo walczylismy...tyle operacji przeszedł(miał przemieszczone narzady wewnetrzne,trzeba było przelożyć),noga...przeszedł on długa droge meki i od pierwszego zobaczenia tego ryjka pokochałam
Nie mam pracy,więc dobry dom to teraz na wagę złota

Kocham moje koty,ale pracy nie mam żyje dniem dzisiejszym, nie wiem co będzie za miesiąc i nie chce myśleć...Długi nie spłacone,a ja swoich pieniedzy nie mam teraz żadnych...
Nie pisałam, bo nie bardzo wiedziałam co

Daisy mi strasznie wymiotowała żółcia,myślałam,ze nie damy rady,ale wyhaftowała i jest dobrze od wczoraj po południu.Chyba za duzo zeżarła

Musze jej rozdrabniać kawałki,wtedy liże nie połyka.I tak sobie mysle:co to za zycie ma...nie moze nawet zjesc mięska jakie lubi, bo jej szkodzi
Czarnuszek wczoraj rano był cały zagilony..od wieczora czysciutko, ładnie, oczka idealne....bierzemy dalej Synergal...jeszce kilka dni....potem zobaczymy.
4-go wyjeżdzam do Warszawy i juz nie wiem co będzie z kotami....Moze bys Marysiu wzięła do siebie na 3 dni Daisy ,albo Czarnuszka,choc jego chciałam obejrzec w tym czasie w Warszawie...alo Daisy...Trzeba koty przetrzymać od wtoorku wieczorem(lub srody rano)do piatku,w piatek wracam i je odbiorę...Z przyczyn ekonomicznych wole gdzies komus moje chorutki podzucic, bo mnie nie stac na zamkniecie ich w lecznicy na ten czas

a w domu jest ryzyko,ze Daisy naje sie innej karmy i jak cos nie bede mogła jej pomóc,a Czarnuszek moze nawiac i z kotami zakazonymi sie styknac,więc tez sobie bym nie darowała i ciagle myslała co jest w domu

Musze jeszcze jakies fundusze zdobyc na opłacenie osobie jaka bedzie w domu opiekowac sie zwierzakami podczas mojej nieobecnosci,bo jak usłyszałam niedawno"nic za darmo nie ma"...Na razie spadam, bo tak mnie głowa boli i oczy,ze nie moge sobie znaleźć miejsca....pa
Miłego weekendu