Bardzo bym chciała coś Wam napisać o Skandalu. I tak mi przykro, że nie potrafię.
Mam do siebie żal, że czasem byłam zła, gdy nie spałam całą noc z nim na rękach, gdy miał bardzo zły okres, przed zmianą leku. Chciałabym opisać to co dobre, że był najwspanialszym, najmądrzejszym zwierzęciem w moim życiu. Ale kiedy tylko zaczynam o tym myśleć, oczy mi wilgotnieją, przestaję widzieć ekran. Niby pogodziłam się z jego śmiercią. Niby. A tak naprawdę jestem zła, że tak to jest pomyślane, że one odchodzą dużo szybciej niż my.
Chociaż to egoizm - takie myślenie. Kto by się nimi zajmował, gdybyśmy to my odchodzili wcześniej? Zawsze bardzo mnie boli czytanie o zwierzakach, które zostają same po śmierci swojego człowieka. I gdy inni ludzie je zawodzą. I myślę też, co by było, gdyby nas zabrakło. Tfu, tfu!
Przepraszam! To chyba ta zimowa melancholia.
Napiszę tylko czemu imię takie - Skandal. Kiedyśmy go z tatą przynieśli, był maleńki i kruchy, chudziuteńki. Cały się trząsł. Położyliśmy go w wyściełanym pudełku. Wszedł do niego nasz stary kocur Filemon. Wszyscy wstrzymywaliśmy oddechy. Co będzie? Kitek popatrzył, obwąchał. Spojrzał po nas. Usiadł przy szczeniaku i zaczął go wylizywać. Spojrzał na nas raz jeszcze: "no, dobra. niech zostanie". Zaczęliśmy zastanawiać się nad imieniem. Wreszcie mama powiedziała: "Niech będzie Skandal. To przecież skandal, żeby pies tak wyglądał."
