TA Blusia:
viewtopic.php?f=1&t=69658
Wyobraź sobie , że nachylasz się nad kocykiem,na którym spał Twój kot i coś wpada Ci do oka.
Co to?
Herpeswirus koci.
Kilkanaście dni temu dostaliśmy maila z pytaniem czy znajdzie się dla Blusi jakiś pokoik w fundacji, bo mama każe ją oddać. Jako, że akurat mamy zajęty apartament prezydencki, posłaliśmy kilka rad, co można zrobić i jak przygotować kota na taki dramat. Nie doczekaliśmy się odpowiedzi.
Dzisiaj Blusia została przywieziona z Poznania do Torunia pod drzwi fundacji. Bez żadnego kontaktu z nami. Bo w umowie jest, że w razie co kot wraca do fundacji, więc dlaczego właściciele sami mają jej szukać domu.
Herbi twierdzi, że jej mama zaraziła się od Blusi kocim herpesem, który wpadł jej do oka wraz z jakąś odrobinką z kocyka. (Herbi 5 lat temu adoptowała Blusię)
Blusia jest w tej chwili w tragicznym stanie psychicznym. Nie mamy żadnego wolnego pomieszczenia, musiałyśmy zamknąć ją w klatce. Wpadła w niekontrolowany szał z przerażenia. Jest potwornie agresywna, cały czas warczy, wyje i rzuca się na kratki bijąc łapami. Nie dało rady dotknąć klatki na tyle, żeby otworzyć zameczek i włożyć jej miski. Niestety Herbi nie skorzystała z rady, że można zacząć kotce podawać nieco wcześniej tabletki uspokajające.
Wiemy, że znalezienie dt/ds graniczy z cudem. Blusia nie daje się czesać i załatwia się obok kuwety. Bardzo źle reaguje na inne koty. W fundacji nie ma żadnych szans, nie mamy już możliwości przeznaczyć dla niej osobnego pomieszczenia jak było kiedyś. Właściwie to nie mamy już nawet pomysłu co dalej.
Na drugim zdjęciu to nie jest typowa mina "wku****ny pers", ona naprawdę za chwilę z wyciem rzuciła się na siatkę. Kilka godzin wcześniej była jeszcze w swoim królestwie, w swoim domu.

