Muszę uzupełnić wątek fundacyjny o nasze koty wolnożyjące.
Tutaj sobie powspominam, bo jak coś to mogę sięgnąć do źródeł, a później przekopiuję.
Zaczęłam pomagać Ance przy tych kotach ładne parę lat temu, najpierw tylko jak wyjeżdżała,
później pomagałam jej, bo nie dawała rady ogarniać tego wszystkiego.
Zajmowała się kotami w okolicy zamieszkania, na ul. Kartuskiej, kotami z 3-Maja, stoczniowymi
i stadem kotów w Brzeźnie.
Mnie również ciężko było jej pomagać, bo mając tyle tymczasów w domu, finanse miałam
w opłakanym stanie, po drugie mieszkam w zupełnie innej dzielnicy Gdańska, a nie mam auta.
Wtedy tych kotów było tam bardzo dużo, niestety stoczniowe zostały wytrute, jak to się już
wcześniej zdarzało. Wokół miejsc, w których chore koty umarły unosił się mdlący zapach.
Koty majowe natomiast były dziesiątkowane głównie przez samochody, bo mieszkają w sercu miasta.
W sercu miasta, które niezbyt kocha koty.
Ale i tak było ich tak dużo, że jak spojrzałam w czasie karmienia w dół, to był tylko dywan futra i ogony.
Dla mnie priorytetem stały się sterylki tych kotów. Zaczęło się od tych finansowanych przez miasto,
kończyło na finansowanych przez nas.
Dzięki pomocy Agnieszki, Kasi, Marzeny a na koniec Fanszety udało się wysterylizować wszystkie kotki.
