mówiłam, że odstawiłam całe żarcie oprócz Josery? bo tak mi się pomyślało, że niedawno skończył nam się Felidae i otworzyłam Ariona.
Pewnie opinie o tej karmie są różne, ale wcześniej już moje kociaste go jadły (nawet Georg-alergik), bardzo lubią, a testerem jakości jest u nas Gabryś, który się świeci jak psu to, czego nie ma już od roku. Jak tylko karma jest niezbyt dobra jakościowo, Gabriel przestaje lśnić własnym światłem i wtedy chrupki idą na domieszkę do karmy dla "dworniaków".
No więc jadły wcześniej, ale teraz nowy worek otworzyłam... może znów cholerny producent zmienił jakiś drobny składnik i Gadżet się uczulił?...? Od wczoraj strupy troszkę przysychają...
Jak się teraz okaże, że mam dwa alergiki, każdy uczulony na coś innego, to się zastrzelę chyba
Przegapiłam urodziny

W sobotę minął dokładnie rok, jak wlokłam psa na pasku od spodni. Czyli Rustie jest już u nas przez większość swego życia. Jest utyty jak parówka, ale to chyba przez nadmierny wzrost poziomu hormonów "kobiecych" bo i siusiaczek malutki - jak to Ciocia Ania Zmienniczka oceniła.
Dziś rano Rustie dał popalić TŻ-towi przez... zapominalstwo tego drugiego.
Otóż, jak wszyscy pewnie wiedzą, w nocy spadł śnieg.

TŻ wstał rano, złapał łopatę i poleciał odśnieżać co nieco. Otworzył przy tym bramę, żeby zgarnąć tez śnieg sprzed bramy na zewnątrz i żebym mogła normalnie wyjechać. Jak już dojrzałam, wsiadłam w autko i pomknęłam do pracy, a TŻ usiadł do zasłużonego śniadania. Pojadł, wypił herbatkę, po czym doszedł do wniosku, że syzyfowa praca pt. Odśnieżanie Continuous ma swój sens głębszy

i udał się na dwór, wypuszczając psa. Sam zaczął ostrożnie schodzić z trzech niewielkich schodków, pomny moich sinych pleców sprzed roku i własnego trzykrotnie już obitego tyłka. Jak podniósł wzrok - Rustie stał przy OTWARTEJ bramie, szczeknął radośnie i... pomknął w stronę trasy szybkiego ruchu. TŻ zamarł, potem dostał gonitwy myśli:
ślisko, pies, jezdnia, bez obroży, ciężarówki, "misiek mnie zabije", auto, gonić, ojezu!!! Wrócił do domu, powiesił sobie smycz na szyi, obrożę w kieszeń, klucze i kluczyki od auta oraz dokumenty w drugą kieszeń i wylatuje znów na dwór. W tym samym momencie ruda, poszczekująca radośnie strzała, przemknęła przed bramą goniąc psa sąsiadów! Lekkie odetchnięcie z ulgą - przynajmniej nie na szosę, tylko w pola. Leci TŻ do bramy, Rastek i "brat Benka" od sąsiadów machają ogonkami, wąchają sobie wzajemnie
wiadomoco i ogólnie szaleją 50 m. dalej, na takiej malutkiej, przyulicznej polance. TŻ - uczony w psiej szkole - wali się w pierś i drze twarz: "Rustie! do mnie!" w międzyczasie zamykając połowę bramy. Rastuś się zatrzymał, zastanowił i ... biegiem do domu, w objęcia pańcia. Druga część bramy została zatrzaśnięta nogą i pies już "ujarzmiony"
Komentarz TŻ-ta: chyba sobie płuca odbiłem, waląc się w tors przy tym "do mnie!". Sam słyszałem jak dudnię...
