A my, korzystając z tego, że mróz odpuścił, robimy sobie planowe kursy po wetach. Młody w piątek zaliczył okulistę, bo poprzednią wizytę w trzaskający mróz odwołałam, żeby gałgan się nie przeziębił. No, mamy kolejną poprawę, oby tym razem trwałą (bo u niego to taka huśtawka ciągle)
Wczoraj z kolei zafundowałam Kitce upuszczanie krwi. Nie jest źle w sumie, mocznik i kreatynina w normie, jedynie coś nie tak z płytkami i leukocytami, ale bez paniki. Tyle wiem telefonicznie od weta prowadzącego

W czwartek usg, zobaczymy, czy i jakie są zmiany.
Tylko chudziutka jest bardzo, a waga powolutku, ale nieubłaganie spada - wczorajsze ważenie pokazało 3,20 kg (powinna ważyć około 3,80)
Ma też fazy miauczenia bez powodu, czasem funduje mi mocno przerywany sen w nocy
Za to humor dopisuje niezmiennie - w sobotę radośnie wtłukła Almie, kilka razy z rzędu. Ryża chyba jednak nie miała nic przeciwko temu, bo odskakiwała na bezpieczną odległość, po czym sama wracała, by dostać kolejne lanie
