Kiedy ta chrzaniona zimnica się skończy?Wiem, pytanie retoryczne. Ale co mi szkodzi je zadać.
Koty biedne, jedzenie zamarza. Pralnia, w której miały przytulisko została zamknięta. Jak zwykle komuś przeszkadzało,więc żeby nie otwierano okien kotom zabite zostały gwoździami na głucho. Koty tam tylko nocowały i miały wodę bo nie zamarzała.Inne jedzenie było podawane na zewnątrz by pralni nie brudzić. W drugiej piwnicy okienka stale zamykane. Koty zostały cichcem wypuszczone. A dziś przed spacerkiem do kościółka wierząca pani obchód zrobiła sprawdzając czy nigdzie nie ma otwartych wejść dla zwierząt.Prawdziwa chrześcijańska natura.Zamiast klepać świtem różańce za zbawienie duszy tułają się dusze po piwnicach i stworzenie Boże przeganiają na mróz.
Rankiem ciemnym nakarmiłam to co przylazło a potem niedzielna druga tura na kotłownię.Suche wyjedzone.Budka nie zamieszkana. Szkoda bo fajne miejsce. Włożyłam tam mokrego wh.Trudno, nawet jak zamarznie to może zwabi jakiegoś stwora.Na kotłowni poukrywane miski tez puste. Ponalewałam gorącej wody to zanim wystygnie powinny się dopić.
Obie z Anką zawisłyśmy na płotach jak mało atrakcyjne bombki. Na stare lata przyszło nam pokonywać przeszkody. Szkoda,ze na wf-ie nie przykładałam się do skoków w zwyż i przez kozła.Teraz bym nie była takim marnie kicającym kozłem.
W domu leki podane, zakropione i takie tam inne czynności powykonywane. Wstawiłam biała kiełbasę na żurek zanim wyszłam.Jak przyszłam to mi się rozwaliła totalnie.Miałam być chwilkę.Ale rodzinka i tak zadowolona będzie z gorącego dania z torebki
Żuk zrobił sie specjalista od koparek. Jeździ talerzem po podłodze jak łychą kopary zgarniając atrakcyjne pozotałości po kocich przysmakach. Potem łepinę podnosi i wszystkie dobro wpada mu do pysia. Wczoraj tak mu pojemniczek z mokrym wyjęłam.Tackę zaserwowałam głodomorom.A on się rozrządził.Strach go wypuszczać bo jego głód jest wielki i pomysłowy.