Właśnie wróciłyśmy z lecznicy. Byłyśmy tam od 10.00 rano...
Mysza dostała essentiale, fenicort, witaminę C, duphalyte, metoclopramidum, glukozę i NaCl. Przeżyłyśmy horror - wenflon założony bez problemu, duphalyte poszło bez problemu, potem glukoza z NaCl i Mysza odjeżdża... ślinotok, trzecia powieka. Nie wiadomo czemu tak zareagowała, po ochłonięciu na dworze jakoś zniosła samo NaCl. Podczas kroplówki trzy razy się posikała, w tym dwa razy na mnie. Walczyła jak lew, żeby pójść do kuwety, nie puściłam jej (mam piekny wzorek za ramionach i zniszczone spodnie). Potem jeszcze rtg dwa razy, drugie po podaniu kontrastu. Po 20 minutach kontrast znalazł się w jelicie cienkim, jutro znowu robimy zdjęcie żeby wylkuczyć niedrożność. No i znowu kroplówy... Chyba założę pancerne ciuchy. I jeszcze czeka nas robienie zastrzyków domięśniowych

bo metoclopramidum trzeba podawać co 8 godzin... Na razie nie było wymiotów, oby tak dalej. No i pilnujemy Myszę, żeby nie walczyła z wenflonem, bo stanowczo polepszyło jej się po tych kroplówkach
Muszę powiedzieć, że pomimo tłumów kłębiących się w poczekalni zajęto się nami bardzo dokładnie, zostałam przepytana o Myszę dokładnie, a wetka zgodziła się z sugestiami zalatanego, co widać po podanych lekach.
Muszę coś zjeść, bo umieram z głodu, a w dodatku chyba schodzi mi adrenalina i zaraz padnę na pysk...