Gosia i jej armia kotów wita :)

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto sty 31, 2012 3:06 Gosia i jej armia kotów wita :)

Witam serdecznie wszystkich kociarzy i wszystkie kociary oraz ich podopiecznych :)
Tu Gosia, lat: 24, kotów: 11.
Oczywiście nie utrzymuję ich sama, to raczej ja pomagam w ich utrzymaniu moim rodzicom.
Zacznę może od tego, że skierowała mnie tutaj p. Magda ze strony http://kotylion.pl/, na której poprosiłam o pomoc.

To, co napiszę w tym poście będzie niemalże kopią wiadomości, którą wysłałam tam.
Postaram się jednak wzbogacić go o opisy moich ulubieńców.

Szukam pomocy w jakiejkolwiek formie, chodzi mi właściwie o poradę, co powinnam zrobić, a w zasadzie nie ja, lecz cała moja rodzina. Jeszcze do dziś myślałam, że jakoś dajemy radę, jednak w momencie, gdy byłam świadkiem rozmowy mamy z weterynarzem i jej ataku płaczu, gdy zaczęła mnie pytać, czy mamy jeszcze jakieś pierścionki Babci, które można sprzedać! Dotarło do mnie, że sytuacja jest poważna i głęboko w tym ugrzęźliśmy. Nie chcę wyłudzać od nikogo pieniędzy, doskonale wiem, że w dzisiejszych czasach właściciele kotów też dokładnie oglądają każdą złotówkę, zanim ją wydadzą.
Pewnie mnóstwo osób zgromadzonych tutaj szuka pomocy, nie jesteśmy w końcu jedyną 'kocią' rodziną w Polsce. Ale może ktoś z Państwa jest w stanie służyć mi jakąś radą, czy z prawnego (bądź jakiegokolwiek) punktu widzenia coś w naszej sytuacji można zrobić czy też jesteśmy skazani sami na siebie i na życie w - dosłownie - wegetacji.
Wyjaśnię bliżej, jak owa sytuacja się przedstawia. Mieszkamy w małej wiosce pod Jelenią Górą, ja i moi rodzice. Oraz jedenaście kotów. Ja i tata pracujemy, ale oboje wyciągamy z tego niewiele ponad 2 tysiące złotych, mama jest chora, nie może pracować, więc zajmuje się domem najlepiej jak potrafi. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że przez lata powpadaliśmy w ogromne długi (i proszę mi wierzyć, nie z powodu hulaszczego trybu życia, tylko 'ciekawej' polityki naszego państwa), opłaty za mieszkanie, prąd, ogrzewanie itp nas przerastają, ponadto mnóstwo pieniędzy pochłaniają nasze futrzaste pociechy.
Skąd taka ilość? Myślę, że kto jak kto, ale Państwo chyba doskonale rozumieją to uczucie, gdy po podwórku wałęsa się chory, porzucony kot. My nie potrafimy przejść obok tego obojętnie. I tak od kilkunastu już lat koty pojawiają się u nas i znikają. Zaczęło się od kotki, którą dostaliśmy od cioci, staruszka wciąż żyje, choć ma już 18 lat, jest krucha, leciwa, niedowidzi, 'zrzędzi' i ma swoje humorki; dziś musiałam wymyć podłogę, bo miała kaprys na nią nasikać - bywa. Pozostałe kotki mają za sobą różne historie; mamy kotkę - miniaturkę z chorą tarczycą, kocurka z nowotworem na łapce (miał raz wycinane, ale wszystko wróciło i to właśnie z jego powodu mama dziś płakała - nie stać nas na operację ani odpowiednie leki; na szczęście pani wet. zgodziła się na zapłatę później, w ratach, więc Feliks już do niej z tatą pojechał); mamy kotkę bez zębów, kotkę, która została kiedyś (prawdopodobnie) skopana po pyszczku i ma problemy z powonieniem. Mamy też koty zdrowe, ale które pojawiły się u nas, gdy były w trudnej sytuacji, miały za sobą raptem miesiąc życia, porzucone i niechciane. Raz przyniosłam do domu porzuconego dwutygodniowego! Wiele kotów już z ciężkim sercem pożegnaliśmy, większość odeszła z powodu różnych chorób - panleukopenia, białaczka itp. Naszym zadaniem było do ostatniej chwili dbać o nie, utrzymywać w cieple i miłości. Każdy jest opłakiwany jak członek rodziny, zresztą to chyba zrozumiałe.

Można powiedzieć, że zrobiło nam się tutaj małe schronisko. Staramy się, aby niczego im nie brakowało. Człowiekowi jeszcze można wytłumaczyć, że nie stać nas na to czy tamto, że trzeba trochę pooszczędzać, nawet na jedzeniu, ale kotom? Co koty są winne? Mało tego, dokarmiamy także koty wałęsające się po podwórku, wysterylizowaliśmy dużą ich liczbę. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie finanse i brak jakiekolwiek pomocy z zewnątrz (pomijając zadłużanie się u znajomych). Wiem, że mama kiedyś poszła na spotkanie z sołtysem w tej sprawie, ale zwyczajnie ją zbył. Pewnie państwu jest na rękę, że ktoś się zwierzakami zajmuje za własne prywatne pieniądze... niektórzy nam mówią, że mogliśmy sobie znaleźć inne "hobby". Ano mogliśmy.
Pozbycie się kotów w jakikolwiek sposób nie wchodzi w rachubę. Nigdy ich tak po prostu nie wyrzucimy na dwór, to byłaby zbrodnia, a oddać komuś - nawet jeśli ktoś taki by się znalazł, to też mielibyśmy wątpliwości czy umiałby się nimi zająć tak jak my. Nie wspominając już o tym, że jesteśmy do siebie wzajemnie szalenie przywiązani.

Chciałabym prosić o radę, czy coś - i co? - Państwa zdaniem można zrobić. To znaczy - czy istnieją jakieś ustawy, zapisy prawne, które mogłyby przyczynić się do zdobycia pieniędzy na koty bądź bezpośrednio pomocy materialnej - karmy, piasku? Czy jest możliwość przyłączenia się do (lub samodzielnego założenia) fundacji albo strony, bez podejrzeń, że jesteśmy wyłudzaczami? Nieraz myślałam o założeniu strony czy choćby bloga o naszych kotach, ale nie wiem czy jest taka możliwość, czy mogę sobie tak po prostu założyć i podać adres/numer konta? A może nie tędy droga?
Nie wiem co mogłabym dać od siebie, lubię rysować, malować, mogę spróbować swoich sił w kiermaszach lub czymś w tym stylu, żeby nikt nie mówił, że chcemy pieniądze za nic - ale wciąż nie wiem jak się za takie rzeczy zabrać.
Pani Sandra z http://kotylion.pl/ wspomniała o bazarku; cieszy mnie, że istnieje takie miejsce, na pewno znajdę coś u siebie godnego uwagi i skorzystam. Może akurat coś przyciągnie uwagę kogoś z Was i wpadnie kilka złotówek. Liczy się dla nas każda pomoc.

Kliknęłam na 'podgląd' i się przeraziłam 8O Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale to taki temat, że ciężko ubrać go ubrać w kilka słów. Gratuluję tym, którzy przez to przebrnęli :)

Pozwolę sobie przedstawić moje pociechy:

Mrusia, nasz pierwszy kot. Jak wspomniałam, zrzędliwa staruszka z niej, z racji wieku bardzo jej pobłażamy.
Obrazek

Pinda :) Miała być Panda, ze względu na czarne pandowate oczko, ale okazało się, że pinda to dużo lepsze określenie, zważywszy na jej charakterek ;) kocica z pazurem, nie da sobą rządzić - ale jednocześnie ma niesamowite napady czułości, musi się wtulić do kota albo człowieka jak miś. Znalazłam ją kilkanaście lat temu, jak była maleńka, na śniegu, tuż koło mojej klatki schodowej. Już wtedy mieliśmy sporo kotów, więc z bólem w sercu poszłam do domu bez niej. Ale potem wyjrzałam przez okno, ujrzałam ją, jak szuka pomocy u sąsiada, a ten wyminął ją szerokim łukiem... i stwierdziłam, że tak nie może być, pobiegłam do niej, złapałam i zaniosłam do sklepu mojej mamy i... postawiłam na ladzie. Mama oniemiała, kotek zachwycony :mrgreen: a ja pełna nadziei. I tak już jest z nami dobre kilka lat. Do dziś ma wyraźnie kłopoty z węchem, myślę, że ktoś jej w dzieciństwie 'pomógł' :/ i naruszył jej pyszczek kopniakiem czy coś. Poza tym strasznie garnie się do ciepła, jak żaden inny kot potrafi siedzieć z pyskiem przy zapalonej kuchence, co oczywiście kończy się nadpalonymi wibrysami i wąsami :roll:
Bardzo się przejmuje gdy ktoś krzyczy albo płacze, od razu reaguje; co więcej, gdy wychylamy się przez okno, ona autentycznie natychmiast podbiega i łapie nas zębami za ręce, jakby się bała, że wyskoczymy :D
ten kot ma chyba najbardziej rozwiniętą inteligencję emocjonalną ze wszystkich naszych zwierzaków.
ObrazekObrazek

Misia. Najpierw ona i cała jej rodzina była przez nas noc w noc dokarmiana w zimie. Misia zawsze była jakaś taka najmniejsza. Wkrótce, już nie pamiętam z jakiego powodu, trafiła do naszego domu, a po wizycie u weterynarza okazało się, że ma chorą tarczycę i bez leków nie przeżyje. Mimo wielu lat mieszkania z nami, wciąż jest trochę dzika, a od obcych ucieka, aż się za nią kurzy. Przeurocza miniaturka kota - mimo swoich 13-tu lat wygląda na rok, ze względu na chorobę.
Obrazek

Kasia. Podrzucił ją nam... mój brat :P i tyle. Miało być na przechowanie, została na stałe. Po kilku latach niestety ząbki zaczęły jej się tak bardzo psuć, że zabijała oddechem i jedynym wyjściem było ich usunięcie. Gdy o tym usłyszałam, nie mogłam sobie tego wyobrazić - kot bez zębów?! Ale jednak się da. Mama robi jej osobno drobniutkie papu, a moją rozrywką stało się prowokowanie jej w trakcie zabawy do gryzienia - prześmieszne uczucie, gdy mizia kogoś swoimi dziąsłami :mrgreen:
Obrazek

Feliks. Obecnie ma 13 lat, pojawił się u nas jako młodziutka przybłęda, strasznie ponury i smutny; później okazało się, ze to kłopoty żołądkowe :roll: po odrobaczeniu, odpchleniu itp odzyskał radość życia i został u nas na stałe. I cóż - jego też dopadła choroba, wstrętne raczysko :/ nowotwór rozwinął się na łapce, już raz miał usuwany, ale odrosło. Wygląda to jak wielka łysa bania. Niedługo potrzebna będzie kolejna operacja.
Obrazek

Gabryś. Ładna historia, ale zakończenie smutne. Zaczęło się od tego, że przeglądając naszą-klasę natknęłam się na wiadomość mojego byłego nauczyciela. Pisał, że jacyś tam jego znajomi mają kotki i szukają dla nich domów, bo inaczej zostaną... zlikwidowane, jeśli wiecie co mam na myśli. Poczekałam trochę, później okazało się, że jest coraz mniej czasu, naprawdę się przejęłam i spytałam mamę, czy można coś z tym zrobić. Efekt taki, że wkrótce zawitała do nas bura kruszynka. To był przecudowny kot, miły, spokojny, przypominał mi małą wstydliwą dziewuszkę. Aniołek - Gabriel!
Niestety po... nawet nie pamiętam po ilu latach, chyba dwóch Gabryś podczas spaceru na zmontowanym przez nas kocim balkonie w kuchni wydrapał dziurę w siatce :cry: było ciemno, nie wiem nawet kiedy do nas dotarło, że zniknął. Ile było płaczu, szukania, wołania, wyglądania przez okno całe noce... pamiętam, jak się popłakałam, gdy podczas mojej warty pod oknami przeszedł LIS. Dla mnie to było równoznaczne ze śmiercią Gabrysia. w końcu lis też coś jeść musi... Mieszkamy obecnie niemal w polu, dookoła łąki, lasek, dalej jezioro. Duża przestrzeń, być może zbyt duża dla zagubionego domowego kotka. Nigdy nie znaleźliśmy Gabrysia, ani żywego ani martwego. Mogę mieć tylko nadzieję, że jakoś sobie poradził, że może ktoś go znalazł i mu pomógł :(
Obrazek
Obrazek

Lucyfer (Lucek;)) Obecnie sześcioletni, pojawił się dzień przed Gabrysiem, zupełnie niespodziewanie 8O zawodził cały dzień w krzakach, chyba ktoś go wyrzucił, wyglądał nam na góra dwa miesiące. W końcu dał się złapać, szybko się udomowił. Idealnie trafił - następnego dnia zjawił się Gabryś, byli dosłownie jak bracia, razem dorastali, bawili się. Aniołek z diabełkiem, stąd nasza czarna przybłęda została Lucyferkiem. Straszna z niego przylepka, lubi wisieć na mnie jak szmata :mrgreen:
Obrazek

Kropek. Błąkał się, błąkał, aż trafił do nas. Lubi dostać michę żarcia, po czym wybiec na dwór, by coś upolować, a potem koniecznie się nam tym pochwalić :P Niestety z powodu zamiłowania do dzikiego trybu życia czasem zje coś nieodpowiedniego i się podtruje.
Obrazek

Kościelna. Imię mówi samo za siebie - kotka z plebanii, niestety niezbyt miał kto o nią tam dbać :/ po złapaniu jej, odkarmieniu, przywróceniu do stanu używalności (miała zakażenie bakteryjne, zaropiałe oczy i w ogóle pysk w opłakanym stanie) i sterylizacji została u nas.
Obrazek

Hiena. Trafiła do nas, oczywiście przez kogoś porzucona, z podejrzeniem zapalenia otrzewnej (oprócz ropomacicza miała wodę w macicy). Została odizolowana od reszty kotów i do tej pory mieszka tylko w pokoju rodziców. Ma najdelikatniejsze, najbardziej aksamitne futerko jakiego kiedykolwiek dotykałam i dość hmm wyrazisty charakterek ;)
Obrazek

Karol; porzucona przybłęda, którą trzeba było podleczyć, odpchlić, odrobaczyć, wykastrować i udowodnić, że są jeszcze ludzie, którym można zaufać.
Obrazek

Gabrysia to nasz najnowszy dobytek, ktoś ją, malutką, podrzucił w nasze okolice. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jest ciepło, a ona wkrótce będzie miała ruję, więc po przygarnięciu unikamy wypuszczania jej na dwór. Myślę, że po sterylizacji będzie mogła sobie śmiało latać po podwórku. Z charakteru jest... bardzo pewna siebie i zwyczajnie wredna :wink: nie ma dla niej nic świętego, nie czuje respektu przed nikim, potrafi przejść obok człowieka i zaatakować jego stopę, bo tak jej się akurat podoba :P po pierwszej rui stała się bardziej przyjacielska.
Obrazek

Obrazek
Obrazek
Obrazek

kotki podwórkowe
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

i ja z moimi aniołkami ;)
Obrazek

Jak wspomniałam, mamy za sobą koty, o które trzeba było walczyć, które pochłonęły swoimi chorobami mnóstwo czasu, łez i pieniędzy. Był rasowiec Karol I wywalony na zbity pysk, stracił wszystkie zęby i wzrok, jak go przygarnęliśmy to przeżył tylko miesiąc, miał silne obrażenia wewnętrzne, przestał jeść i w końcu zgasł. Była Frania, kotka z białaczką (trzeba było zaszczepić wszystkie koty, a było ich wtedy w domu ok. 18), Myszka z panleukopenią (zaraziła ją pchła), Maluszek miał alergię pokarmową i cały wyłysiał, nawet weterynarz mówił, że lepiej go uśpić, ale nie daliśmy za wygraną i został wyleczony:) niestety zmarł z powodu nieszczęśliwego upadku - pękła mu przepona. Tygrys trafił do nas ze skopanym brzuchem, pogruchotaną macicą i uciętym końcem ogona - złota polska młodzież. Wyleczyliśmy ją, była kochana, wiele lat u nas przeżyła, ale zmarła z powodu niewydolności nerek. Kuleczce zmarł właściciel, snuła się na naszym osiedlu z dwoma kociętami, którymi się ślicznie opiekowała, dopóki pewne głupie babsko ich nie wytruło (zresztą to co się działo na tym osiedlu to już w ogóle osobna historia, walka z sąsiadami o to, by koty miały dostęp przez okienka do piwnic w trakcie mrozów... do dziś pamiętam, jak przemarznięte kocięta od strony dworu wpatrywały się w dokładnie zastawione i pozabijane dechami okienka :( robiliśmy im otwory w oknach, potem budy, oczywiście też ktoś musiał je zniszczyć.); miała również ropomacicze, sama szukała pomocy u ludzi. Po kilkunastu latach z nami też zmarła z powodu nerek.

Historii smutnych i radosnych, różnych ciekawych przypadków i istnień było u nas w sumie tyle, że spokojnie można napisać o tym gruuubą książkę. Tylko kto to kupi? :P



Tym zdecydowanie przydługim wstępem... witam Was i proszę o przygarnięcie. Obrazek
Obrazek

Gosia&Mruczki

 
Posty: 11
Od: Pon sty 30, 2012 22:45
Lokalizacja: Jelenia Góra

Post » Wto sty 31, 2012 5:08 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Witaj, Gosiu!
Piękna kocia armia.

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Wto sty 31, 2012 6:41 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

jestem pod wrażeniem
ObrazekObrazekObrazek

hutek

Avatar użytkownika
 
Posty: 1846
Od: Pon paź 04, 2010 17:41

Post » Wto sty 31, 2012 16:10 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Dzięki :)
Eeech boję się że przesadziłam z opisami i macie mnie za jakąś dziwną ;p
Jestem tu jeszcze trochę zagubiona, na forum jest tyle wątków, że aż mnie to przeraża. Ale postaram się jakoś odnaleźć.

Feliks jutro jedzie po kolejną dawkę antybiotyku, po pierwszej wczoraj od razu odżył :) A już się baliśmy, że nam gaśnie.
Obrazek

Gosia&Mruczki

 
Posty: 11
Od: Pon sty 30, 2012 22:45
Lokalizacja: Jelenia Góra

Post » Wto sty 31, 2012 16:17 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Obejrzyj Koci Bazar i pomyśl o jakichś fantach :D

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Wto sty 31, 2012 16:19 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

jaaana pisze:Obejrzyj Koci Bazar i pomyśl o jakichś fantach :D


oj taaak :D już zaczęłam nawet gromadzić, spytałam mamy, czy to i to można wystawić na sprzedaż.
Dla kotów wszystko :P
Obrazek

Gosia&Mruczki

 
Posty: 11
Od: Pon sty 30, 2012 22:45
Lokalizacja: Jelenia Góra

Post » Wto sty 31, 2012 16:24 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Fantastyczne całe stadko, ale Hiena [hmm.. :mrgreen: ] i Gabrysia.. :1luvu: :1luvu: :D
Witajcie! :D
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Wto sty 31, 2012 18:42 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Kalair czyżby zamiłowanie do szylkretek? ;)
Gabrysi w końcu przechodzi ruja, jezu, ileż można było słuchać tego wycia... :lol: ale od razu jakby potulniejsza się zrobiła ^^
Obrazek

Gosia&Mruczki

 
Posty: 11
Od: Pon sty 30, 2012 22:45
Lokalizacja: Jelenia Góra

Post » Wto sty 31, 2012 18:46 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

witaj jaką śliczną gromadkę macie :1luvu:
Obrazek

panimama

 
Posty: 3371
Od: Czw paź 08, 2009 15:14

Post » Wto sty 31, 2012 18:47 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Gosia&Mruczki pisze:Kalair czyżby zamiłowanie do szylkretek? ;)
Gabrysi w końcu przechodzi ruja, jezu, ileż można było słuchać tego wycia... :lol: ale od razu jakby potulniejsza się zrobiła ^^

No cóż, wątek szylkretkowy zobowiązuje, i posiadanie trzech zołz. :lol: :lol:
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Wto sty 31, 2012 18:56 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Dzieki Panimama! :)

A, 'Szylkretki są piękne', teraz widzę. No moja Hienka jest prześliczna, ta druga dopiero dojrzewa, na początku to takie chude nie wiadomo co było :mrgreen: ale już się lekko zaokrągliła, przypomina gruszkę ;)

Zołzy - ale chyba coś w tym jest, że te trójkolorowe mają trochę złośliwe charakterki? Przynajmniej takie są moje doświadczenia z nimi
Obrazek

Gosia&Mruczki

 
Posty: 11
Od: Pon sty 30, 2012 22:45
Lokalizacja: Jelenia Góra

Post » Wto sty 31, 2012 19:04 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

czarne też zołzy :ok: :ryk:
Obrazek

panimama

 
Posty: 3371
Od: Czw paź 08, 2009 15:14

Post » Wto sty 31, 2012 19:12 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Gosia&Mruczki pisze:Dzieki Panimama! :)

A, 'Szylkretki są piękne', teraz widzę. No moja Hienka jest prześliczna, ta druga dopiero dojrzewa, na początku to takie chude nie wiadomo co było :mrgreen: ale już się lekko zaokrągliła, przypomina gruszkę ;)

Zołzy - ale chyba coś w tym jest, że te trójkolorowe mają trochę złośliwe charakterki? Przynajmniej takie są moje doświadczenia z nimi

Hmm.. nie chciałabym obgadywać.. zaraz..żadna nie podsłuchuje, ale lepiej być ostrożnym! :strach: :ryk:
masz pv :P
Obrazek
Obrazek

kalair

Avatar użytkownika
 
Posty: 233427
Od: Czw maja 24, 2007 21:07
Lokalizacja: Beskid Śląski

Post » Wto sty 31, 2012 20:07 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Odpisałam dzięki :)

Panimama, też prawda, mam jedną czarnulkę to też ma niezły charakter, jak była mała to nie dała się na rękach nosić, tylko każdego waliła po nosie ;p na starość już jest milsza, ale za to w kółko siedzi w kuchni i paszczę drze jak stare prześcieradło, nie wiem, skąd ona tyle sił bierze na takie marudzenie :mrgreen:
Obrazek

Gosia&Mruczki

 
Posty: 11
Od: Pon sty 30, 2012 22:45
Lokalizacja: Jelenia Góra

Post » Wto sty 31, 2012 20:41 Re: Gosia i jej armia kotów wita :)

Witaj Gosiu
Trochę jak u mnie... Poza tym piękne, piękne, piękne koty i złote serce(a). Bardzo fajnie musi być Wam razem; teoretycznie rozsądna ilość kotów to max 4, ale rozsądek się gubi, kiedy są potrzeby, kiedy kocie maleństwo albo i większe już kocie stworzenie szuka pomocy. Będę zaglądać :ok:
Zdjęcia śliczne, a z opisami wcale nie przesadziłaś! Miło się czyta, jak widać odbite w treści wielkie uwielbienie do kotów i w ogóle fajnie cokolwiek się dowiedzieć o kocie oprócz zdjęcia.
Najbardziej poruszył mnie Gabryś, tj. osobiście, bo lisy w okolicy bywały (chociaż ostatnio nie widziałam) a podobnie zapadł mi się kociak jak kamień w wodę, wciąż szukam.

liszyca

 
Posty: 1063
Od: Pon maja 16, 2011 15:10
Lokalizacja: lubelskie

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 152 gości