Jesteśmy już po wizycie u weta.
Szew wyjęty, ranka zagojona, co prawda panienka nieco za dużo skakała i teraz ma małą wypukłość na brzuszku, ale to zniknie
Nie obyło się bez rozmowy o maluszkach-bezoczkach, no i dostaliśmy do dopyszcznego podawania pastę na poprawę qupoli.
Zapodawanie ma się odbywać dwa razy dziennie i już mamy pierwszy raz za sobą
Cała szóstka zgodnie stwierdziła, że nie ma ochoty na spokojne zjadanie tego specyfiku, a więc było plucie, wierzganie i drapanie Dużej, coby się natychmiast odczepiła
Ale Duża jak to ona, uparta jest, opakowała więc po kolei każdego futrzaka w ręcznik zawijając ściśle jak naleśnik i dopiero wtedy wcisnęła lek do gębuli (przy merytorycznej i praktycznej współpracy tż)
Na razie wynik 6:0 dla Dużej, choć nie obyło się bez strat własnych: do prania oczywiście ręcznik-owijacz zapluty na brązowo, częściowo ubiór (choć profilaktycznie ubrałam się po "kociemu") no i sześć kocich futer do wyczyszczenia brązowych, kleistych plam wokół pysiów
Wieczorem powtórka...
