Dzisiaj byłam w robocie do piętnastej wiec nie mialam mozliwosci obserwować, ale W. twierdzi ze nie ejst zestresowana specjalnie.. siedzi wprawdzie pod kanapą przez większosć czasu, jak nas nie ma w pokoju to wyłazi, wchodzi do kuwety (bo postawilam w pokoju zeby nie musiala szukac jej po mieszkaniu jeszcze) i coś zje i wraca... bawi się spod tej kanapy, daje się głaskać, wyłazi tak zeby byc pod kanapą ale dosięgnąć łebkiem do reki, ale nie wysciubia nosa raczej poza tym...
króliki wstawione sa na dzien do pokoju i nie reagują,a le tu jest hałas (dzieci) i chyba jej nie słysza... pozytyw tej sytuacji to fakt ze od wczoraj króliki zamieszkały razem.. dotąd mieszkały oddzielnie, bo młody był dosć nachalny wobec starego wczoraj jak tak tupał stary to muw rzucilismy młodzika zeby się "czymś zajał" (uciekaniem przed młodym)... no i juz zostali razem, są spokojni i ciagle się rpzytulają..
sobota:
wczoraj do trzeciej nad ranem starszy królik tupał, w ogole wieczorami kroliki są tak zestresowane ze masakra... dzieci rpzestają hałasować, a króliki zaczynają SŁYSZEĆ TO COŚ... i zaczyna się jazda... jak wstałam dzisiaj to myslalam ze sie popłaczę. o 7.30 obudziły mnie dzieci, które dorwały kota który wyszedł spod kanapy i dawał sie głaskać... byłam półprzytomna... w nocy wstawałam do kuchni do ktorej wynosimy na noc kroliki i włączałam im muzykę, w radio zeby przestały walić tymi nogami
mówię wam, nie miala baba kłopotu.... no ale sama sobie nawarzyłam tego piwa
kota zaczyna zwiedzać, ale nadal większość dnia spędza pod kanapą.... chyba musi się przyzwyczaić do hałasu który generuja moje dzieci... je, pije, wychodzi raz na jakiś czas, bawi się spod tej kanapy, daje sie głaskać i mruczy jak traktor.
obecnie zrobilismy hardkorek, jestesmy u teściow. zostawilismy kota z krolikami w jednym pokoju, kroliki w klatce, kot był pod kanapą jak wychodzilismy.. no i zobaczymy co zastaniemy.. dzisiaj biegajace kroliki zapuszczały się do kanapy i spylały jak na kreskówkach w miejscu slizgajac się na panelach obijajac się o siebie i w koncu dopadajac klatki.... i tak kilkanaście razy
apdejt:
nie pozabijali się - uff
nie było zawałów ani zadrapań!
nie było również złamań, nabytych w czasie ucieczki po klatce
wszyscy byli dość wyluzowani jak wróciliśmy.
hmmm....
niedziela:


mamy za sobą pierwszą przespaną noc



po powrocie okazało się że wszyscy sa cali i zdrowi i nawet dosć wyluzowani...

w nocy postanowiliśmy nie wynosić królików do kuchni, i to było strzałem w dziesiątkę. żadnego tupania, zadnych strachów LUUUUUUUUUUUZZZZZZZZZZ..

widać zwierzęta musiały ze sobą pogadać pod naszą nieobecność i zawrzeć pakt o nieagresji

Basia w nocy wychodzi na kanapę i spi na posłąniu, co rano tam ją znajdujemy... wychodzi w dzien czasem, ale boi się dzieci, mimo że jej ani nie męczą ani nie dokuczają. Czasem wybiera się na zwiedzanie, ale szybko wraca. byle dźwięk ja straszy, pod kanapą czuje się bezpiecznie.. lubi się bawić spod tej kanapy piórkami, myszkami, nie tylko z nami Dużymi ale i z tymi Małymi też

królików się nie boi, one jej też nie...
nie korzysta z drapaka i drapie nam kanapę od dołu i z boku.. nie wiem jak ja tego korzystania z drapaka nauczyć... próbowałam pokazywac ale to trudne, skoro ona spod kanapy wychodzi tylko na chwilę...
nie wiem co znaczy wiele sygnałów z kociego języka.. muszę się dokształcić

Póki co kuweta i miski są w pokoju, dopóki nie wychodzi z niego kiedy jesteśmy tutaj, to chyba powinnam jej zostawić całe oprzyrządowanie?
PS. dzisiaj jak dzieci poszly do przedszkola, mąż do pracy a ja zostałam bo od rana miałam wolne, to Basia towarzyszyła mi w poranku

