W niedzielę zawiozłam catering do Dzikunowa.
Bratulinka przybiegła od razu, kiedy zaparkowałam auto przed bramą.
Nadrobiłyśmy zaległości sprzed tygodnia, kiedy się spóźniła na wizytę.
Wygłaskałam pannę, wydrapałam, wycmoktałam.
Pogadałyśmy sobie o życiu.
Tak mi pięknie namruczała...
http://www.youtube.com/watch?v=dxfFERAT ... e=youtu.bePani Narożna opowiada, że wypracowały sobie rytuał na okoliczność kiedy idzie zadać Bratce puchę.
Wchodząc na działkę trzeba udawać, że się żadnego kota nie widzi.
Zwłaszcza takiego, który nie zdążył spitolić przed zbliżającym się złym człowiekiem.
I czarno-biały nos wystaje z polarów w podstołowej budzie.
Kiedy kot zachowa czujność - przeprowadza taktyczny manewr wycofania na z góry upatrzone pozycje.
Znaczy, siedzi na brzozie i łypie.
Na catering podany u M. zameldowały się RudaZ i Płastuga.
W krzakach czaił się Adolf
Kurdęż, taka zima mogłaby być.
A po 20tym zapowiadają mrozy
