» Czw sty 12, 2012 23:49
Desperado - jezdzimy na kolonie
Jestem Desperado.
Znaleziony w lipcu Roku Pańskiego 2011 na moście, który od tego czasu nosi nieformalną nazwę : "Most imienia Desperado". Duża, która na mnie trafiła mówi, że czekałem tylko na nią. Szczerze powiedziawszy, to jedyne na co czekałem to na szybką śmierć. Bałem się okropnie i jak wzięła mnie na ręce to jedyne to na co miałem ochotę to posikać się z ulgi, po uprzednim po..... się ze strachu. W związku z faktem, że byłem zagłodzony to ani jedno ani drugie nie nastąpiło, bo ciężko zrobić siku jak sie siku w brzuszku nie ma. O zrobieniu dwójki w tej sytuacji nawet nie będę Wam opowiadać...
Historię uratowania znam z opowiadań Dużej. Duża jechała do pracy i po drodze znalazła na jezdni nieżywego czarnuszka. Zatrzymała się i poświęciła mu pięć minut - ściągnęła z jezdni na pobocze, zorganizowała karton, zapakowała go do kartonu i zabrała do auta, żeby go pochować. A potem jadąc do domu na moście znalazła mnie. Gdyby nie czarnuszek to byśmy na siebie nie trafili. Wiem to. Siedziałem na samym środku jedni, na przerywanej linii pomiędzy pasami. Próbowałem się schować, ale asfalt był strasznie twardy, więc tylko wciskałem główkę najmocniej jak się da w podłoże. Obok mnie śmigały auta. A ja desperacko chciałem żyć. Nie lubię aut, z jednego z nich byłem wyrzucony. Duża zobaczyła mnie, zatrzymała się, zostawiła auto na drodze,bo nawet nie miała pobocza na tym moście,żeby zjechać, a bała się jechać dalej, parkować bezpiecznie i wracać po mnie pieszo. I dobrze, bo by mnie mogła tylko do tego czarnuszka z kartonu dołożyć. Inni kierowcy patrzyli na nią jak na głupka jak tak szła po jezdni doo mnie,żaden nawet nie zwolnił. W końcu udało się jej dostać na środek i mnei wziąć na ręce. Byłem tak słaby i miałem takiego pietra, że się nie wyrywałem. Zawiozła mnie od razu do Cioci Kasi.
Ciocia Kasia to nasza Pani Weterynarz. Obejrzała mnie, powiedziała, że jestem zasmarkany, zagłodzony, mam brzyskie oczy (jedno oczko bardziej), złamany ogon (któremu groziła amputacja!), zwichniętą łapę, ranki i otarcia na ciele. Jakby was wyrzucili z auta na asfalt też mielibyście otarcia, gwarantuję.
Duża chciała mnie zostawić u Cioci Kasi,by szukała mi domu, ale mama Dużej zadzwoniła do niej z decyzją, że zostanę u nich. No i zostałem. Mamy Dużej nie było w domu bardzo długo, bo była w szpitalu, ale dostawała relacje smsowe i mmsowe. A ja się kurowałem. Jeździliśmy codziennie na zastrzyki, byłem tuczony, umyto mnie i wyprowadzono na prostą. Byłem jednak cały czas bardzo słaby. W dniu znalezienia ważyłem mniej niz 500 gram, a miałem jakieś 2 miesiące. TŻ Dużej powiedział, że można było się na mnie uczyć anatomii. Wszystkie kości było mi widać, a pod ręką aż kuły...
Byłem na tyle słaby, że nie można było mnie zaszczepić. Na początku września się przeziębiłem i też nici ze szczepienia.
A potem zachorowałem. Bardzo, bardzo poważnie. Spedziłem prawie trzy tygodnie w klinice u Cioci Kasi w klatce. Dostawałem kroplówki leżąc na jej kolanach, bardzo, bardzo dużo zastrzyków. Nie mogłem jeść, choć bardzo chciałem. Całą buzię miałem w nadżerkach, językowi groziła martwica, straciłem nabłonek górnych dróg oddechowych. W naszej okolicy krążył podobno jakiś okropny herpes a ja, nieszczepiony, przeżyłem go wyjątkowo ciężko. Cud, że przeżyłem. Dałem radę, bo desperacko chciałem żyć.
I znów byłem bardzo osłabiony. Mam klopoty z bieganiem. Chodzę bez kłopotu, ale jak chcę pobiec, to nóżki mi się rozjeżdzają. Ale się wcale tym nie przejmuję. Czasami nie wymierzę dobrze odległości i się poobijam (Duża mówi, ze to przez to,że mam jedno oczko bardziej, ale nie wierzę jej), umiem wskakiwać na wysokości, trochę mam kłopot z ich ocenieniem, więc wskakuję susem jak królik, z zapasem. Trzeba sobie radzić, nie?
Od tygodnia mieszkam u Dużej. Mama Dużej jest poważnie chora i nie daje rady się mną zając i mnie upilnować, żebym nie wyszedł na dwór, albo żebym się nie potłukł przez to moje bieganie jak kaskader. Tak czy siak jestem u Dużych i czekam, aż nabiorę sił i będę w końcu gotowy do szczepienia i do kastracji. Chociaż to ostatnie średnio mi się podoba. Ale jak mus to mus...
Niniejszym oświadczam, że casting na Najlepszy Dom dla mnie uznaję za rozpoczęty.
Czekam tylko na poważne oferty...
Ostatnio edytowano Śro sty 30, 2013 22:57 przez
AprilRain, łącznie edytowano 17 razy