No najprościej, ale rwał się strasznie na dwór, drapał okno, płakał...wytrzymałam tak dobry miesiąc po przeprowadzce tutaj zanim go wypuściłam - wcześniej kocio nie wychodził przez 3 lata -mieszkałam na 10 piętrze w centrum miasta. Teraz mija dobre pół roku, jak tu mieszkam, więc był oswojony z okolicą.
Dzisiaj w sklepie Pani powiedziała mi o tym potrąconym kocie, którego klienci widzieli - boję się, że to był Miecio, pomimo ustaleń z lecznicą, że owszem, był potrącony kiciuś, czarny, ale koteczka. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tego samego dnia, mniej więcej o tej samej porze, praktycznie na jednej ulicy potrącono 2 czarne koty...ale strach jest

A co do petard, wkurzona jestem - do północy jeszcze 7 godzin, a te debile już strzelają...

jak ja mam znaleźć jakiekolwiek zwierzę w tym hałasie, moje maleństwo niby strachliwe nigdy nie było, raczej zafascynowane i biegał zawsze od okna do okna, żeby sprawdzić, gdzie fajniej błyska, no ale - to było w domu, nie na zewnątrz...