Broszeńka strasznie rzęziła i charczała a mi łzy leciały po policzkach bo byłam pewna że chyba umiera - ale nie mogłam stanąć bo pobocza zajmował spychany odśnieżarkami śnieg...
Dojechałyśmy w końcu - w takich warunkach jedzie się dwa, trzy razy dłużej niż normalnie. Droga była trochę zawiana, więc wniosłam Broszkę do domu i odstawiłam samochód w takie miejsce gdzie droga jest odśnieżana i w razie czego dobrnęłabym tam na piechotę przez zaspy z kontenerkiem w ręku.
Broszka rzęziła i charczała strasznie - pierwsze dwie doby operacji były w strachu że koteczka się udusi...


A potem odma płucna zaczęła się wchłaniać i oddech zaczął się stopniowo poprawiać



I mimo przeżyć Broszka rozrabiała jak tylko miała okazję













