A ja po dyżurze

ale się namyziałam , naprzytulałam nabawiłam
Na zdrowej apetyt dopisuje nawet Arletce.
Arletka tak troszkę z boku od innych kotków się trzyma, warczy jak któryś podejdzie.
Natomiast głaskana tak się rozmrucza że aż żal przestawać.
Dzisiaj na zdrowej były zawody lekkoatletyczne: biegi i skoki

- czyli zabawa laserkiem.
Józio tak wskakiwał na drapaczek , że

gały mi wyleciały
Na kwarantannie - jakoś tak pustawo.
Na dzień dobry jak weszłam to Bohaterka puściła pawia taki rozwodniony jedzeniowy. Pusciła tez jeszcze raz tak z godzinkę po jedzeniu.
Byli państwo i wzieli jednego diabełka- a tak się pchała Pchełka - przystojniak.
Nawet wdrapywał się Panu po spodniach i mruuuczał.
Ostatni diabełek z białą plamką bardzo smutny i płacze- martwię się czy się nie zatęskni. Nie wiem jak tam z jej szczepieniami i czy można by ją było wypuścić.
Maduri w boksie ma się całkiem dobrze, apetyt ma ale resztę czasu raczej przesypia. Głaskana tuli się i łasi.
Diabełki tajfunki. Jedna ok 12 -tej poszła do domu a ta pozostała bardzo płacze w boksie.
Dakota- super, ma apetyt. uszka do gory, nie ten sam kot. Miał cały czas otwarty boks i ciagle Pchełka i Arni u niego rezydowali. Dakota nawet lizał Arniego, a ten bandzior później wygonił go z koszyczka i ze smakiem w nim usnoł, a Dakota emigrował na szmatkę.
Ale Dakota wogóle nie boi się innych kotów, ma respekt przed Maurycym, ale wychodził co jakiś czas i zwiedzał. Zosytawiłam mu otwarty boks bo tak mu dobrze.
Mchałowa, mokrego nie za bardzo, ale zjadła duzo suchego (royala) boks jak otwarty to tez bez problemu inne kotki ja odwiedzały (super pomysł z tym odgrodzeniem scianką kuwety) ale trzeba pilnować, bo np. Arni się do niej tulił i chciał jej pupke myć
Ale Michałowa ze trzy razy wychodziła, wachała i zwiedzała. Zawitała nawet do boksu do Dakoty i ............................... od razu wywaliła się w jego kuwecie - wywaliła czyli wyłożyła się na jego żwirku.
Weronka ok, troszkę wycofana do innych kotów, chodzi bokami i unika Mańi i Maurycego, ale uuuuuwielbia być na kolankach i głaski.
Mańka dalej coś walczy z Maurycym, ale jak sobie upatrzyła kartonik do spania to nic ja nie obchodziło (kartonik podparłam drewienkami bo pozostałe koty , w tym Maurycy siedząc na nim zgniatały go)
jak tylko Mańka wyszła podjesc, do kartonika wpakował się Maurycy

i nie dał się wygonić
Pchełka przystojniak to taki myziak i nakollannik że normalnie wymiękam, i te jego bursztynowe proszące oczka normalnie nie da się go nie brać na ręce.
Luiza spokojna i je dopiero jak reszta kotów sie naje - co przy maluchach jest awykonalne bo one cały czas za micha latają.
A i odkryłam słabość Luizki no nawet dwie słabości

- jak i całej rodzinki zresztą.
Pierwsza to ciasto

ale tu jeszcze spoko, ale.......
Widok pobudzonej Luizki z ogonkiem do góry kręceniem ósemek i ocieraniem sie o nogi spowodował ...............................

karp pieczony w panierce
No mówię wam widok niesamowity.
Wtedy nie ma że dzieci, że mąz, że matka polka- pchała się każdemu przed nos byle zjeasc jak najwięcej.
Naprawdę widać że koty były karmione ludzkim chyba jedzeniem.
cała rodzinka była taka ożywiona i podniecona zapachem karpika, że nie nadazałam drobić. Weronka tez bardzo byłą chętna.
A Mauryś..................... Mauryś to temat na następna opowieść
