Julcio chory
Rano parę minut po godz. 9 zwymiotował. Jakoś tak flegmiasto i niewiele, ale nie chciał się bawić, cały czas polegiwał. Nie reagował na zaczepki Batmana. O 12 pojechaliśmy na całodobowy dyżur na Sanocką.
Pani doktor wysłuchała naszych obaw i z lekką irytacją w głosie( a może ja jestem przeczulona?) i z gestem rozłożenia rąk na boki stwierdziła pytaniem: to znaczy, że raz zwymiotował i to wszystko?
-No nie wszystko ( powtórzyliśmy z mężem jeszcze raz) kot cały czas leży. To nas niepokoi, bo normalnie jest bardzo żywotny. Nie sprawia wrażenia obolałego, raczej takiego zmęczonego bardzo. A już jeden kotek nam umarł, choć też wydawało się na poczatku weterynarzowi, że nie jest tak źle.
Od słowa do słowa, zgodzilismy się z tym, że przyjechaliśmy raczej ze sobą, ze swoją psychiką, co panią doktor usatysfakcjonowało. I przystąpiła do badania. Oczka, uszka, gardziołek, ząbki, węzły chłonne, brzuszek. Wszystko jest w normie.
"no mogę mu jeszcze zmierzyć temperaturę".
40,2 st !!!!
Zdrowy kot nie ma gorączki! Julcio dostał antybiotyk ( znów synolux) i tolfedine. Za godzinę miał się poczuć lepiej, jak goraczka spadnie, a jutro mamy jechać do swojego lekarza.
Nasz lekarz wyjechał i do 7 stycznia go nie ma !!!
Przyjechaliśmy do domu, Julcio teraz już jest żywotniejszy, zjadł trochę chrupek, wypił dość dużo wody. Chodzi sobie po kuchni, patrzy przez okno, a ja widzę, że nadal to nie ten sam kociak. Choć bardzo chce iść na pole ( póki co jest kotkiem niewychodzącym).
Teraz sobie poluje w kuchni na pająka.
A ja sie boję.