Nie przesadzajmy
Białaczką kot może się zarazić z wydzielin typu ślina, kał (raczej nie ma dowodów, ale wirus tam jest), krew, przy współżyciu.. Wtedy wirus dostaje się do krwi i tu są trzy drogi:
kot może ją zwalczyć na tym etapie i jest odporny (jak po szczepionce)- czego każdemu kotu życzę, jak już się przydarzy;
dochodzi do przejścia wirusa do szpiku, ale kot jest na tyle odporny, ze zwalcza go we krwi, ale wirus, niejako uśpiony tkwi w szpiku, może nigdy się nie 'obudzić' może niestety znów przejść do krwi i dojść do wiremii

Wtedy żaden test go nie wykryje poza testem PCR z krwi i
szpiku może być w szpiku (wiremia trwała) i krwi, jak jest u mojego Kacusia- miał już 3, czy 4 testy, każdy dodatni.
Testy ELISA (paskowe/ prawidłowo wykonane) są w bardzo dokładne, producent podaje, ze w ponad 90 % (nie pamiętam dokładnych liczb). Praktyka (forum) podpowiada, ze mniej, dokładne w przypadku wskazania na plus (częściej zdarzają się koty fałszywie dodatnie, niż fałszywie ujemne). Testowanie dwukrotne moim zdaniem, nie ma większego sensu, gdyż jeśli mamy sytuacje drugą (zarażenie latentne) to i tak przed szczepieniem wykryje ją tylko PCR z szpiku, a fundowanie kotu takiego stresu, jak pobranie szpiku, no moim zdaniem mija się z celem. Małe jest także prawdopodobieństwo, ze trafimy w "okienko", czyli tuż po wniknięciu wirusa do krwi (zarażeniu np po pogryzieniu) a przed wiremią. W takich wypadkach brałabym pod uwagę raczej zarażenie latentne, niż te 4 tygodnie po zarażeniu kota- o tym wyżej napisałam.
Wesołych Świąt Wszystkim i ich Ogonkom
