Musiałam przeorganizować karmienie. Do tej pory u nas wyglądało tak: rano małe dostają po łyżce serka bielucha. Emma chrupki. Sypałam na cały dzień trzem kotom mniej więcej porcję na 1,5 kota suchego jedzenia i sobie podgryzały. Stała tylko jedna miska z suchym, podchodziły, kiedy chciały. Wieczorem dostawały jeszcze wszystkie trzy na spółę saszetkę/puszkę.
Ostatnio zaczęliśmy już suche chować w ciągu dnia, bo Mania zaczęła dążyć w stronę kształtu idealnego, czyli kuli. Emma trzymała wagę, a Melka jest chuda. Ale wystawialiśmy jeszcze chrupki na wieczór, bo Emma lubiła sobie w nocy coś podgryźć (ona mokre je symbolicznie, ciut zjada, resztę zostawia).
Teraz, przy Mai w ogóle chowamy chrupki, bo ona je, dopóki nie widać dna. I muszę się od nowa nauczyć, ile kto może zjeść i ile powinien. Na razie jest tak - rano M&M&M jedzą bielucha, a potem jeszcze po garsteczce chrupek. Emma w tym czasie je same chrupki u nas w sypialni, ile chce (seniorka ma specjalne traktowanie). W sypialni dlatego, żeby Maja nie zjadła reszty chrupek.
Potem na cały dzień jedzenie jest chowane. Wieczorem wszystkie dostają po porcyjce mokrego jedzenia (ok. pół saszetki na głowę). Maja czeka cierpliwie, czy reszta stada zostawi coś w miseczkach i kończy po nich, wylizując miski. Potem jeszcze po garsteczce chrupek, bo Mela wyraźnie sugeruje, że się tym nie najadają (zrzuca z blatu torbę z chrupkami i wydaje dźwięki Kota SImona. Jaśniej powiedzieć nam nie może). Potem do rana nie ma żadnego jedzenia.
Efekt jest taki, że przestały kaprysić. Bo one np. potrafiły tę samą saszetkę raz uwielbiać, a raz nie chciały tknąć, oszaleć można było
