
No teraz było zimno i to nawet bardzo ale od dzisiaj chyba zaczyna się odwilż bo bardzo mnie zęby bolą.
Wieczór jest bardzo ciepły, +6 stopni, więc spodziewam się rui. Za dwa miesiące znowu młode i tak w kółko. W tym roku bardzo nam obrodziło jak nigdy. Mało tego nigdy te kociaki tak nie świrowały. Teraz właśnie trwa akcja ratunkowa, ściągania małego z dachu. Ale to nie nasz czarnulek tylko szarak z białym brzuszkiem i nóżkami, jakby go ktoś za grzbiet trzymał i umoczył w białej farbie. Matka(jego) kręci się wokół ale poza nawoływaniem do skoku z niskiego piętra to raczej nic nie zdziała. Boję się, że mały postanowi przespacerować się rynną i wpadnie do odpływu. Jak na złość na tej stronie dachu odpływ nie kończy się na chodniku tylko wpada do szamba...
Dobra sąsiadka nawet poszła z puszką by go zwabić na jedzenie ale od razu ucieka na szczyt dachu więc nawet gdybym tam wszedł to raczej nie przyjdzie do mnie. Może by mu ustawić drabinę i się schować? Tylko skąd ją wziąć...