Dzisiaj znowu Kiwuś mnie zadziwiła...W odróżnieniu od reszty naszych tchórzy nie boi się odkurzacza. Ale to pikuś. Yoko na sam widok odkurzacza ucieka pod brodzik w łazience. Na Kiwi odkurzacz nie robi wrażenia. Dzisiaj wieszałem w kuchni szafki...więc wiadomo...odkurzacz, wiertarka, muzyczka...no i do tego Kiwi siedząca na podłodze za moimi plecami z tym swoim wywalonym języczkiem. Prawie jak majster czy Bob budowniczy...

Przypomniałem sobie czasy kiedy dorabiałem za małolata na budowie.
Po skończonej robocie przyszła do mnie na sofę i zaczęła ugniatać ciasteczka

...jakby mówiła: "good job". (ugniatanie przy mnie zdarzyło jej się drugi raz)
Laseczka skubie moje serce po kawałku....
Co zauważyłem ostatnio...Kiwi patrzy w oczy. Cały teleexpress przeleciał a ta nie odpuściła. Yoko nawet jak ją wezmę na ręce to stara się unikać mojego wzroku. Czasem na przywitanie na mnie zerknie. No i jak gdzieś leży zrelaksowana i już odlatuje. Albo z góry z pogardą...A Kiwi. Wystarczy, że "zacmokam"na nią i patrzy na mnie jak w obrazek...fajnie
