gagata1 pisze:Przecież własciciel juz się zdecydował, skoro podpisał tą umowę, ale przyznasz, że mogło mu sie nie spodobac, gdy sie doczytał,że ziemie ma dzierżawic nie fundacjom tylko osobom prywatnym.Wykorzystanie dzierżawionej ziemi dla dobra zwierząt tez nie musi oznaczac, że tam pozostanie schron. Może byc np. jakies centrum rehabilitacyjno-adopcyjne czy tez szkoleniowo-edukacyjne...
Nie wiem, kiedy dostali informacje o złym stanie psa ale zakładając,że musieli sie jeszcze zorganizować, dojechać itp, to z pewnościa było jeszcze widno i kierownik był w schronisku obecny.Nie wierze, by nie zareagował na Wasz telefon, wiedząc, że własnie tam się wybieracie...
Nikt nie neguje choroby Magdy Sz. Jesli chcecie porządek narzucac odgórnie, to róbcie to zgodnie z prawem i zasadami współżycia społecznego. Gdyby interwencje dla czyjegos dobra były takie proste, to w Polsce nie byłoby bezdomnych ludzi. Czy inny bedzie skutek, gdy M.Sz.umrze podczas jednej z nocnych interwencji? Trzeba było załatwiać z wójtem,żeby zwierzęta przekazał fundacjom a nie M.S.- skoro nie mógł wtedy, to trudno,żeby mógł teraz.
Czy byłaś kiedyś u notariusza? Umowa jest odczytywana w obecności obu stron, to nie jest tak że ktoś podtyka świstek do podpisania a potem druga strona się wczytuje w to co podpisała. Po drugie widziałaś tą umowę? czy wnioski masz tylko na podstawie artykułu w którym wypowiada się pani Krawczykiewicz? Bo to nie jest osoba godna zaufania. Dopóki nie ma dowodów w postaci kopi tej umowy to nie mamy o czym gadać. I tak jak pisałam wcześniej notariusz po to się kształcił żeby umieć sformułować tak umowę żeby zabezpieczyć interes właściciela. Na pewno da się to tak ją ująć żeby fundacje poza zajmowaniem się opieką nad zwierzętami tam będącymi nie mogły stawiać centrum edukacyjnego.
Podsumowując nie ma co wierzyć plotkom jeśli nie widziało się umowy, po drugie nikt u notariusza nie podpisuje czegoś nieświadom, po trzecie da sie spisać umowę tak żeby poza opieką nad zwierzętami polegającą na karmieniu, pojeniu, dbaniu o zaplecze weterynaryjne i adopcjami nikt nie mógł tam realizować nic innego.
Wątpię żeby kierownik zareagował na informacje od Vivy! czy Pogotowia dla Zwierząt, a jeśli nawet odpowiedział że się tym zajmie to jaką mieli pewność że tak się stanie? Przedtem ich zapraszał do współpracy a jak doszło to do czego to się wyparł wiec dlaczego mają mu ufać?
O której godzinie była ta nocna interwencja?
Jeśli zwierzęta byłyby przekazane fundacjom a Marek powiedziałby to zabierajcie je, to gdzie taka Viva! miałaby umieścić 500 psów, 30kotów, 20 koni, 2 świnki, krowe, byka i 4 niedźwiedzie? Gdyby to było takie proste to by je zabrali.
Poza tym to nie wójt przekazał zwierzęta Markowi tylko Magda.