Na piątek byłam umówiona z Wiesią na łapanie 2 małych kociąt w stoczni i chciałyśmy zabrać chorego kota.
Chory kot nie pokazał się, pewnie umarł.
Dowiedziałyśmy się też, że ktoś przypadkiem zamknął jednego dorosłego kota w kontenerze, gdzie umarł z głodu.
Gdy kontener otwarto, w rogu leżały jego rozkładające się zwłoki.
Było strasznie zimno, ale uparłyśmy się, że kociaki złapiemy, tzn. ja sie uparłam, bo Wiesia była zmęczona imieninami.
jedno z kociąt przygarbione krążyło wokół klatki i popiskiwało, niestety w klatce urzędowali ich starsi przyrodni bracia.
To bracia Zezika, który czeka na adopcję. Nie boją się ludzi, więc wyjadały wszystko i dopiero wychodziły.
W kocu mały wszedł do klatki i tu go dostałam. Na drugiego trzeba było poczekać dłużej, ale też w koncu się skusił.
Pojechaliśmy na przegląd do mojej wetki, była już prawie 20. Ten zdrowszy poszedł na pierwszy rzut.
Został odpchlony, odrobaczony. Drugiego też już mieliśmy potraktować kropelkami, ale podniosłam ogonek,
aby zobaczyć z kim mamy do czynienia, a tam z 5 cm. jelita grubego, czerwonego i odbyt na wierzchu,.
Byłam w szoku, bo jeszcze tego nie widziałam. Trzeba było jechać do lecznicy czynnej całą dobę.
Lekarz stwierdził, że jak za bezdomnego to weżmie za zabieg 350 zł. plus leczenie, albo może uśpić,
bo inaczej kociak umrze w cierpieniu.
Ponieważ mimo wielu zagroże, jest duża szansa na zdrowie malucha, nie potrafiłam na krótke pytanie: uśpić? powiedzieć tak.
Kociak został na zabieg (była już prawie 22 godz.), a o 03 godz. Wiesia przywiozła mi go do domu.
Wiesię czekały imieniny w domu i kupa gości, ciekawe na ile była przytomna.
Maluch cały czas piszczy, pewnie z tęsknoty i dlatego że jest bardzo głodny.
Dziś pojechałam na kontrolę, dostał następne zastrzyki (kontrola codziennie).
Lekarz powiedział, że zrobił zabieg jakąś nowatorską metodą, a ludziom w takim wypadku doszywa się woreczek.
Ten odbyt jej wypadł dlatego, że miała mega biegunkę, a biegunka stąd, że ktoś karmił mlekiem, a mała ma nietolerancję na laktozę.
W jelitach miała podobno twarog, a po wycięciu tego odcinka jelita gazy ulatywały z niej jak z balonika.
To pod rozwagę tym, którzy karmią koty mlekiem.
Ten ocieplacz potrzebny aby mała nie marzła w czasie drogi do lecznicy. Wieczorem dałam jej rosołku ui narazie tylko to dostanie.
Trzymajcie za nią kciuki, za nią bo to dziewczynka. Dałam jej na imię
Wiesia. Choć tak bardzo bała się ludzi, dziś się do mnie przytulała, kochana mała.
Za leczenie małej będę miała faktury i byłabym wdzięczna gdyby ktoś się dorzucił, bo i tak mam długi na prawie 1000 zł w lecznicach, a że koniec roku, to wszyscy żądają zapłaty.