Kinia jest bardzo biedna. Nic jej się nie poprawia, mimo leczenia. Gorączka jej nie opuszcza, apetyt zerowy. Jest wciąż na antybiotyku i środku przeciwzapalnym, zakraplam jej oczy i nosek

Najbardziej ją wzięło ze wszystkich.
Jedyne lekarstwo, jakie byłoby ją w stanie uleczyć jest niedostępne. U żadnego weta. W żadnej aptece.
Własny dom i miłość.
Jej kochający pan, który tak się wypłakiwał w rękaw karmicielki, jak to on kocha kotkę i jak ją będzie dożywotnio utrzymywał w schronisku, byle jej tylko żona nie uśpiła, wart jest tyle samo, co ta kobieta. Raz tylko mi wysłał maila z prośbą o zdjęcia Kini. Nawet nie odpisał, że doszły i żebym się pocałowała, gdzie chcę...
Mijamy się czasem na spacerach z naszymi psami. Podszedł raz do mnie latem, żeby mi opowiedzieć, ja to z żoną na działkach ratował życie pewnemu psu. Ktoś porzucił psa. Pies się wałęsał, w końcu zaczął chorować. Pan zadzwonił do straży, żeby psa wywiozła do schroniska.
„Bochater” p....y.
O Kinię nawet się nie zająknął.
Na szczęście Soser wyczuwa moje emocje i jak tylko „zobaczy” gościa, tak rozpuszcza japę, że facet nie ma szansy podejść bliżej.
Mądry pies!