Blue pisze:Wiecie co, kocham koty ale ten wątek czytam z przerażeniem...
Teksty że autorka wątku widocznie nie dość kocha kota skoro nie pozwala mu wejść na głowę....
To rozumiem że prawdziwa miłość polega na tym że trzeba czuć się we własnym domu zdominowanym przez kota i kotu wszystko wolno a człowiek to tylko służba bez własnego zdania a jedynym uczuciem jakie ma jest nieustająca miłość do kota? Na tym polega miłość? Widocznie nie dość kocham swoje koty. Jak mam coś do zrobienia a kot w tym czasie ma plany co do mnie - to sorry, ale musi poczekać.
Autorka wątku jest zmęczona jojczącym cały czas kotem - rozumiem że jako właściciel kota i osoba go kochająca nie ma prawa do tego? No - może prawo ma, ale nie ma prawa o tym głośno powiedzieć.
Zresztą nie mówiła, powiedziała gdy po dwóch latach z takim kotem jej facet zaczyna mieć dość. I pojawił się kłopot który próbuje rozwiązać.
Właścicielka kota zamiast dostać porady i wsparcie (ciekawe czy wszyscy potępiający byli by w nieustającej szczęśliwości mając takiego kota - łatwo się mówi o teorii) - została w sumie objechana.
Jak miło, a podobno miłość do kotów przekłada się na empatię.
Owszem - malutkie dziecko dużo płacze - ale nie jest to wtedy czas nieustającego szczęścia dla rodziców - jest to czas do przeczekania, przetrwania.
Poza tym dziecko płacze przez krótki okres swojego życia.
Nijak nie widzę sensu porównywania.
Autorka wątku ma faceta który nie pała miłością do kotów - a jednak przeżył dwa lata z kotem jojczącym i zawodzącym.
Jest tym zmęczony.
Kurde, ma prawo!
Ale nie, przepraszam, nie ma.
A swoje dziecko pewnie do domu dziecka odda jak zapłacze.
Ja się naprawdę nie dziwię że dostaję tyle różnych pytań mailowo z adnotacją że ktoś jest na miau ale boi się spytać o coś bo jego też objadą.
Do autorki wątku: może być tak że kocurek się nudzi i zawodzenie jest jego sposobem na zwrócenie na siebie uwagi. Wtedy drugi kot byłby idealnym rozwiązaniem.
Może być i tak że kocurek po prostu tak ma - zdarzają się takie koty.
Tu pozostaje dokładne przemyślenie sprawy - czy jesteśmy w stanie to zaakceptować na najbliższe 10 lat - czy nie. Jeśli nie, to na spokojnie rozejrzeć się za nowym domem dla kota.
Nie chodzi o to by dla zasady mieszkać z kotem który z jakiegoś powodu coraz bardziej drażni a my to coraz mniej akceptujemy.
Tak wiem, wiem, jak się kota wzięło to trzeba go kochać do grobowej miski, a nawet jeśli się już nie kocha to trzymać go pod dachem i udawać że kocha, wtedy będzie szczęśliwy a my odpowiedzialni.
Nie będziemy.
Odpowiedzialni będziemy jeśli potrafimy się przyznać sami przed sobą że jednak nie nadajemy na tych samych falach z kotem i to całkowicie, że nie jesteśmy sobie w stanie dać miłości i radości z obcowania ze sobą i dlatego znajdziemy kotu dom w którym będzie szczęśliwy.
Oczywiście nie mówię że kota, bohatera wątku należy oddać!
Od razu to zaznaczę - bo zaraz się dowiem że tak kazałam.
Nie kazałam.
Przede wszystkim sugerowałabym spokojną rozmowę z drugim domownikiem, TZem - nie w chwili gdy jest wkurzony szczególnie i każe kota natychmiast oddawać.
I zastanowienie się co w tej sytuacji zrobić.
Czy może zdecydujecie się na drugiego kota? Bo to często zmniejsza mocno takie jojczenie.
Czy on absolutnie ma tego dość, nie zniesie dłużej, jest zmęczony, wściekły, co tam jeszcze.
I wtedy trzeba się zastanowić co dalej.
Jesteście parą, musicie razem podejmować jakieś decyzje.
Ty dodatkowo jesteś główną właścicielką kota.
Też musisz podjąć jakieś decyzje.
Blue, bardzo, bardzo Ci dziękuję za tę wyważoną wypowiedź...
