
Nie lubię audiobooków, jakoś mi wyobraźnia nie tak działa kiedy jakiś ktuś czyta, kojarzy mi sie to z Panem z GPSa. A do księgarni już dawno nie chadzam, bo mój portfel zazwyczaj zawiera tylko środki na bilety, papierosy i kocie żarcie, jak braknie worów 10-cio kg. Zostły mi do łykania filmy, które ciągnę z netu bezustannie. Ech, a jako dziecko i nastolatka, miałam książki wręcz przyklejone do siebie. Nie zapomnę jak w 6-tej klasie szkoły podstawowej wszystko biegało jak szalone za głupią piłką, a ja mały, zahukany potworek siedziałam po katach pochłonięta Qvo Vadis zakupionym w okolicznym kiosku, uważając tylko żeby nie zostać stratowaną, lub nie oberwać ową piłką w łeb (co dziwnym trafem bardzo często mi się przytrafiało
