noc była spokojna. ale nie całkiem w klateczce i na termoforku. niby tak się zaczęło i nawet przez jakiś czas było cicho. o trzeciej nad ranem obudziło mnie uporczywe walenie w klatkę. wstałam, poszłam do pokoju Basi i już nie miałam serca Myszy tłumaczyć, że w klateczce bezpieczniej. zresztą jeszcze chciałam sama trochę pospać... wzięłam kurdupla i wrzuciłam Baśce do łóżka. i już była cisza. kluska przytuliła się do Basi i przespała do rana. a rano dostała przeciwbólowy syropek i chrupki. jak usłyszała grzechot chrupek, to zaczęła tak śpiewać i ćwierkać, że aż mi się ciepło na sercu zrobiło.
dziś od rana humorek zdecydowanie dopisuje. mała szalała, polowała i robiła wszystko to, co zdrowy kociak robić powinien. mam wrażenie, że nie zauważyła straty.
siooo w kuwecie było, kupala nie było, ale przecież nie miało z czego być, bo Mycha dobę nic nie jadła... za to jak wrócę napewno coś w kuwecie znajdziemy.
popołudniu damy smarkowi zastrzyk i tak przez trzy dni: rano syropek, wieczorem zastrzyk. a w piątek rano syropek i popołudniu do Cioci oczko pokazać.
no to tyle narazie.
wieczorkiem spróbujemy jakieś fotki strzelić, żeby pokazać jak ładnie nam Ciocia Ania to oczko zaszyła.
właściwie teraz pomyślałam, że jednak trza było focić wczoraj, kiedy Mycha leżała jak neptek. wyszłoby coś nie poruszonego...

a tak wieczorem znowu się napstrykam, żeby w efekcie wstawić trzy zdjęcia...
