Kiedyś próbowałam upiec sernik wg. przepisu koleżanki.
Ona świetnie piecze i nawet jej sernik da się zjeść ze względną przyjemnością, acz bez bólu, ja wręcz przeciwnie.
Kazała mi piec go, formę wstawiając w naczynie z wodą i przykrywając całość folią aluminiową.
Tak zrobiłam!
Sernik mi wykipiał, cały wierzch przylepił się do tej zasr.... folii, której za skarby świata nie mogłam oderwać od pseudo ciasta! Jak wreszcie odniosłam sukces, to w formie ostał się tylko spód planowanego sernika.
Cały piekarnik upitolony serową masą!
Ciasto w koszu!
Innym razem piekłam szarlotkę na kruchym cieście z kruszonką.
Wyszła piękna!!!!!!!
Miała jednak ukryty feler, który dawał o sobie znać przy próbie spożycia.
Do wyrobu kruszonki użyłam miast cukru soli.
Próbowałam ciasto ratować!
Zdarłam tę słoną kruszonkę, zrobiłam świeżą, podpiekłam.
Znowu szarlotka wyglądała ładnie i narobiła mi apetytu.
Znowu miała ukryty feler.
Ogrom użytej soli do pierwszej wersji, przeniknął do jabłek.
Ciasto w koszu!
Ja wk....!
Od zdarzenia z szarlotką, nie piekę!
Primo - nie lubię porażek!
Secundo - nie będę sobie samej udowadniać stanu zidiocenia!

Reasumując.
Wy pieczecie

, ja łaskawie degustuję.
