Ogłaszam oficjalnie, że wbrew wszelkim głosom rozsądku (nie tylko moim  

 )
- Guliwer został rezydentem. 
Dziś była u mnie pani, która była bliska wydarcia mi go siłą  

  doskonale ją rozumiem, ale byłam gotowa walczyć na śmierć i życie  
 Wszystkie moje koty są wyjątkowe i bardzo je kocham... ale:
Cićka sama do mnie przyszła i nie miało znaczenia jak wygląda i kim jest, po prostu przyszła, weszła do mieszkania i tyle. 
Piorunek trafił do mnie, bo był rudy i urodził się u sąsiadki.
Iskierka - bo jest devonkiem   
 A Guliwera miałam okazję bardzo dobrze poznać, potem wydać go do adopcji żeby zrozumieć jak bardzo niesamowity i fantastyczny to jest kot, i jaka jest między nami "chemia"  
 Do tego dorobiłam sobie jeszcze teorię o "zrządzeniu losu" bo w końcu wrócił z adopcji, która wydawała się idealna i nie miała prawa się nie udać.
Wrócił, zrobił kontrolną rundę po mieszkaniu, potem poszedł na swoje ulubione miejsce i wyłożył się tam, jakby ani na moment się stamtąd nie ruszał. I tak już będzie. Nie wyobrażam sobie tego parapetu bez niego  

  i kurna aż mi się oczy spociły jak to napisałam  

  kocham go na zabój  
