Dzięki za taki odzew. Na razie Antoś sobie jakoś radzi. Nawet wetka była zdziwiona i pytała mnie, jak on je. Ja mu wszystko miksuję b. drobno, on to zasysa, to trwa ok. 1/2 godziny, potem go myję. Teraz dostałam od wetki convalescence i rano go nakarmiłam. Wyssał to śliczniutko, nawet łapką sobie nie pomagał. W południe nakarmi go TŻ, ja po powrocie z pracy. Do środy dostaje zastrzyki p. zapalne, w czwartek będę z nim znów u wetki.
Zdjęć rtg nie dostałam, ale były robione w kilku położeniach, i druga wetka je oglądała. Podobno nic na nich nie widać. Ale przy następnej wizycie się dowiem, może będę myśleć o skonsultowaniu wyników. Pewnie będą następne zdjęcia, jak zejdzie opuchlizna.
Ale ten pysio to masakra. Otworzyć go można na siłę o milimetr, czy pół (wetka próbowała, nie ja). Nawet języczka bidulek nie może wystawić.
Jestem podłamana. Dobrze, że Antoś może mieszkać w pokoju u syna, bo podobno zdrowe koty źle traktują takiego biedaka.
Czy kotek może godziwie żyć odżywiany convalescence? Chodzi mi o dłuższy czas?
Na razie trzeba czekać i trzymać kciuki.
Co do wetki, to ja uważam ją za dobrą, od zawsze leczę u niej koty. Poza tym traktuje mnie wyjątkowo ulgowo, co ma duże znaczenia w moim stanie finansowym. Na szczęście dziewczyna syna zapowiedziała, że oboje będą się dokładać do jedzenia Antosia, bo 8 zł za saszetkę to b. dużo.
Jakie jest zapotrzebowanie półrocznego kotka na taki pokarm? Na razie karmię go do oporu wszystkim - zmiksowanym kurczakiem (głównie wysysa rosołek, ale też drobinki mięska), śmietanką i oczywiście convalem. Maluch robi malutkie kupki, no ale robi. Poza tym mruczy, mizia się, a nawet bawi. Nie jest chodzącym kościotrupkiem, Boże, tak bym chciała, żeby się wszystko jakoś ułożyło
