kotkins pisze:Obejrzałam przy okazji "Kota w pudełku i jamniki"- klasyczne kłapnięcie na kota było!
Tak się własnie koty wychowuje na prawych łobywateli!!
To Wiórniczka tak kłapie od czasu do czasu - szczególnie jak Kocisz pcha się jej do miski. On niby wie, że nie wolno przeszkadzać jamnikowi, kiedy ten je, ale czasem siedzi za blisko i zbyt intensywnie się gapi... Grzanka, jak się wkurzy, stosuje atak krokodyla - ogon sztywny, łeb nisko, paszcza kłap-kłap i szarża na kota!
barba50 pisze:Trafiłam przypadkiem. Jestem zauroczona Kociszem, a Minikot to istne cudo (a ja od zawsze twierdzę, że nie lubię kociąt, dla mnie kot to dorosły kot

)
Ja ze szczurami mam podobnie - same stare czy chociaż dorosłe zbieram.

Z kotami niestety nie mogę w ten sposób... Raz, że szczury właśnie (ich bezpieczeństwo jest priorytetowe), dwa, że jamniki, Kocisz i mama - na tych młody kot zdecydowanie lepsze wrażenie zrobi. Staruszki będę przygarniać, jak własnego domu się dorobię. :>
Właśnie z polowania wróciłam. I nie jestem zadowolona. Specjalnie pojechałam do dużego sklepu zoologicznego przy hipermarkecie, żeby kilka rodzajów karm dla kociąt mieć i kupić coś porządnego. A tam beznadzieja, żadnego wyboru. Whiskas Junior i zbrodniczo drogie saszetki RC z azjatyckimi znaczkami na etykietce... W końcu na puszkach Carny Kitten z dodatkiem tauryny się skończyło. Samo w sobie to marne, więc kupiłam jeszcze kurze skrzydełko (ze smakowitą tłustą skórą), słoiczek Gerbera z indyczym mięsem, jajka z wolnego wybiegu i masło (to już dla siebie, ale i kot skorzysta). Z tego można już coś upichcić. Przez tydzień minikot przeżyje na takiej kombinowanej diecie, a potem z domu mieszankę Kocisza przywiozę. Mam już pewne BARFowe skrzywienie i prawie żadna gotowa karma mi nie odpowiada - bardzo nie lubię nie znać dokładnego składu.
A jakby spytać minikota, na co miałby dziś ochotę, odpowiedziałby pewnie, że na cokolwiek, byle DUŻO! On je ogromne ilości tej karmy i domaga się dokładki mniej więcej co godzinę. Złazi na podłogę, siada, wlepia we mnie te śmieszne zielone ślepka i miauczy tak bezgłośnie, prosząc o kolejną porcję. Jak nie dam, zrezygnowany na łóżko wskakuje i spać idzie. Ale cały czas ma mnie na oku. Jak tylko z pokoju chcę wyjść, od razu jest gotowy do drogi. Plącze mi się między nogami, ale dzielnie łazienkę, korytarz i kuchnię zwiedza, podbijając przy tym serca wszystkich napotkanych studentów. Powoli staram się go przyzwyczajać do wszelkich możliwych nowości, żeby na równie odważnego i pewnego siebie kota co Kocisz wyrósł.
