
Żadne to pocieszenie, wiem, ale w sobotę wprost z pociągu wsiadam w samochód (w którym dyżurnie czekają transporter i klatka-łapka), żeby w drodze do domu zgarnąć dwa maluchy. I co najmniej kilka podrostków do sterylki w tym miejscu, zobaczę jak to miejsce wygląda i jak będzie można zrobić tam jakiś porządek.
I chyba jakiś kociak z Jabłonnej ma do mnie dojechać "na dniach".
Niestety, znowu jestem umoczona w projekt, który oznacza, że znowu będę musiała sobie pojeździć w te i z powrotem dosyć często. Żebym tak mogła na wakacje pojeździć, jak do roboty jeżdżę.
