Nieśmiało się rozglądam. Siedzi między gipsowym rottweilerem, a wiklinową miniaturą chłopskiego wozu. Małe, brudne i drące się wniebogłosy...
Zawracam, kucam wśród tych wszystkich wyrafinowanych ozdób, wyciągam rękę. Brudasek niby podchodzi, ale zaraz natychmiast się cofa. Z budki kwiaciarni wychodzi Pani:
- "Ciężko go złapać, chciałam go zabrać, żeby się ogrzał, a potem wypuścić [

Dobre i to - myślę.
- "ma Pani jakieś pudełko? żebym mogła go złapać?"
- "poszukam, ale raczej nie mam"
- "dobra, to inaczej. Ja idę na halę sklepu, zapytam o jakieś pudło, tylko niech go Pani pilnuje, żeby pod auto nie wpadł"
- "nie wpadnie. On się tak boi, że od rana tu siedzi"
Zajebiście wręcz. Lecę do sklepu, łapię jakąś dziewczynę, każe mi znaleźć kogoś, kto rozkłada towar, mają czerwone koszulki. Grzeję przez halę jak przecinak. Jest czerwona koszulka. Tłumaczę o co chodzi. Nie ma pudełek. O tej porze już wszystko wywiezione, no chyba, że... panienka mnie zostawia bez słowa i odchodzi. Gnam za nią w moich pracowych szpilkach. Ma serce dziewczyna, prowadzi mnie na zaplecze i każe sobie wybrać z pudełkowych "resztek". "Resztki" zajmują dwa wózki po sufit. Mam super szpilki! wlazłam w nich na szczyt wózka i się nie połamały, a ja nie spadłam na twarz! Mam pudełko. Może jakiś whiskas. Biorę saszetkę i lecę do kasy. Pani kasjerka patrzy dziwnie, zagląda do pudełka dwa razy, ochroniarz już przy mojej bramce, więc tłumaczę co i jak. Wypuszczają mnie, lecę z powrotem. Nie ma go. Pani Kwiaciarki tez nie. Noszkurkawodna


- "rano były dwa" - mówi - "właśnie się dowiedziałam. Ale jednego wziął brygadzista z nocy, dla córki. A ten został"
Dziękuję Pani Kwiaciarce, łapię pudełko pod pachę, do auta i oczywiście do CoolCaty. Na pierwszy rzut oka myślałam, że kociak jest mniejszy, ale to pewnie przez te szpilki


Żeby ustawić klatkę dla niego - przez najbliższy czas będę musiała wchodzić do łóżka od strony nóg. Mam niecałe 40 metrów, trzy koty, psa i TŻ-ta. Ten ostatni jeszcze nie wrócił z pracy, ale o nowym domowniku wie... nie miałam serca robić mu takich niespodzianek, za to kupiłam mu piwo i rozmroziłam karkówkę. Może nas nie wyrzuci...
Smarkatek pojadł i dał się wymiziać mrucząc! zrobiłam mu trzy fotki, bez lampy więc niewyraźne - dość się już dziś zestresował, teraz zakopany w kocyku śpi snem sprawiedliwego. Wątpię, żeby obudził się wcześniej niż jutro... Jutro. Jutro. Co ja zrobię z nim jutro, kiedy będę musiała rano iść do pracy i zostawić go z psem!

Więcej nie będę kupować w Carrefourze, no way!


