Mało brakowało a byśmy dzisiaj nie dojechali do weta

Jakaś ślepa baba w nas mało nie wjechała...Ja sobie ruszam bo zielone i skręcam na lewo, ona stała za światłami bo się nie zmieściła na swoim zielonym. No rozumiem niech sobie stoi ale ona nagle stwierdziła, że sobie tą krzyżówkę przejedzie

i sru na mnie... no to ja po hamulcach trąbie i trąbie a ta nic ... ja już serce w gardle dalej trąbie i się zastanawiam kiedy ona w końcu się zatrzyma... kilka cm przed maską zorientowała się że auto przed nią stoi

jej mina mówiła : Ojej auto

I to jeszcze by wjechała w bok po którym Lakim siedział...Dobrze, że facet za mną trzymał się na taką odległość, że też zdążył zahamować
Z tego wszystkiego się tak zestresowałam, że zapomniałam o te testy PCR poprosić

Także zrobimy to przy następnej wizycie... eh jestem strasznie wściekła...
Tż stwierdził, że już mnie samej nie puści
Potem i tak jeszcze z Gibutkową pojechałam do niej bo mi się przypomniało o antybiotyku ale okazało się, że na razie przerywamy. Spytałyśmy się o tą spirulinę, powiedziała, że możemy spróbować.
Edit: ogólnie Laki czuje się dobrze. Tylko szkoda mi go bo musi siedzieć w tej łazience
