Nie mogłam pisać otwartym tekstem, bo jakby wetka spotkania z Fionką faktycznie nie przeżyła, od razu byłoby na mnie
Moja bestia była łaskawa tym razem, ale nie mogłam jej odciągnąć od drzwi gabinetu

Mimo to wetka dała radę wymacać guzy i stwierdzić, że z całą pewnością nie rosną, ale trzeba być czujnym. Małe jest prawdopodobieństwo, że akurat Fiony nowotwór był złośliwy, ale wiadomo, że ostrożności nigdy dosyć. W grudniu, przed świętami czeka nas wizyta kontrolna z Burkiem, to zabiorę też psicę. Moje oko może nie zauważyć różnicy.
Zatem Fionka będzie żyć i wszystko wskazuje na to, że jeszcze ładnych kilka lat będę się męczyć
Co do Burka, to w grudniu będziemy też sprawdzać kota w zakresie norm cukru, albowiem coś za często ma brzydką kupę.
Poza tym wzięłam dla całego towarzystwa prochy na robale, bo Burek dziwnie kaszle, a przeziębiony nie jest. Zatem albo kłaki albo robale. Poza tym już z 6 miesięcy nie były odrobaczane.
No i znowu nudy. Zwierzyniec zaległ w pozycjach horyzontalnych i śpi. A ja piję kawkę i czekam na gości.