Ano ciągle, dzis nawet byli u nas, synowa lepiej sie czuję, choc brzuszek bardzo nisko i wielki jak piłka .
Za to starszy wnuk, ten z guzem mózgu, leciał dzis wraz z dziećmi ze swojej szkoły zycia do....Barcelony

. Szkoła do której chodzi , jest niesamowita, dzieci kilka razy w roku jeżdżą na różne obozy, wycieczki, on juz prawie całą Polskę zwiedził

I to za naprawdę niewielkie pieniądze, Barcelona , 4 dni , samolotem, 500 zł.
Pracuja tam naprawdę ludzie z powołaniem, którzy potrafia wszystko załatwic , zorganizowac dotacje i opiekowac sie dziecmi często trudnymi. Tam leciało 13 dzieci i 4 opiekunki.
A ja sobie dzis nieżle pobiegałam za Gucińskim. Chłopak robi sie coraz bystrzejszy i mam dylemat, kiedy go ciachac.Nie chciałabym zbyt wcześnie, ale boję sie, ze nie upilnuję, i jak wyczuje rujkującą kotkę, to poleci nie wiadomo gdzie.
Dzis wyleciał przed 17 razem z Misią - no ok polata, zgłodnieje, za godzinke wróci. No mogłam sobie tak naiwnie marzyć, na dworze cieplutko / teraz jeszcze 5,5 st /, wszystko takie ciekawe. Po godzinie, po długim wołaniu , usłyszałam tylko dziki tętent i minęły białe skarpetki - reszty wzrok nie zdążył zarejestrowac
Po dwóch godzinach juz był na ganku, niestety zobaczył Misie i oboje zniknęli we mgle
Po trzech godzinach długa cisza, wreszcie szelesty z zupełnie nieoczekiwanego kierunku - zeksplorował kolejna opuszczona działke, za naszym domkiem, gdzie latem trawa była do pasa / wiem, bo nie raz przełaziłam przez płot za piłka wnuków / , a teraz wyschła, połozyła sie i tworzy wspaniale szeleszczący gąszcz

Kicał potej trawie, jak zając. Przyleciał Bodzio sąsiadki i się zaczęło - jeden latał po jednej stronie płotu, drugi po drugiej.
Po czterech godzinach moja cierpliwośc się skończyła , wzięłam michę z animondą i
dawaj do płota.,

Przyleciał, a jakze nawet łapką chciał wyciągac, ale na płot, taką plastikową drobna siatke wleżć nie umiał, no to olał i z powrotem dziki biegi. Ale głód zwyciężył, wrócił
do płota , amnie przypomniało się, że w plastiku jest mała dzira , tak na jedną rękę, no i udało się , wyciagnęłam za szmaty, rozmruczane w jednej sekundzie zwierzę i o 21 30 bylismy w domu
