Z PAMIĘTNIKA STAREGO FILOZOFA
Pańcia kilka dni nie było a dziś niespodziewanie wrócił razem z pańcią. Która przecież wcale nie wyjeżdżała. Pańcio co jak co, ale czynności logistyczne ma opanowane perfekcyjnie.
No więc państwo dziś wrócili, oboje okropnie zachrypnięci. Co do pańcia to nic dziwnego, bo zdążył być na meczu. Natomiast pańcia rano wybierała się z harcerzami na sześćdziesięciolecie swojego liceum, no a potem normalnie, jak to harcerze - na zupę dyniową i alkohole różne. Okazało się jednakowoż, że usiłowali ustalić gdzie by tu się wybrać wiosną, na jakiś rajdzik emerycki, wyprawę w góry, na Roztocze, czy jeszcze gdzie indziej. Zaczęli od Tatr oczywiście, a podobnież skończyli na Ciechocinku. Dyskusja była bardzo głośna, jedenaście osób darło się jednocześnie, no i pańcia teraz chrypi strasznie. Głosowała za Roztoczem, ale na razie nic nie ustalono. Póki co, w grudniu odbędą się Mikołajki, bo na Grochów na szczęście dojechać mogą wszyscy chętni.
Co do liceum pańciowego, to zmieniło się jakby trochę. Pańcia odnalazła dziennik swojej klasy maturalnej i mówi, że kompletnie nie pamiętała swoich stopni i że za nic w świecie nie pokazała by ich juniorom. Na szczęście był druh, który na semestr w maturalnej klasie miał dwóję nawet z wuefu, co wywołało wybuch czystej radości reszty drużyny. Była też pani profesor od łaciny, zwana niegdyś po prostu Puellą. Stała dokładnie w takiej samej pozie, jak wtedy, kiedy wywoływała do tablicy, więc pańcia się spłoszyła potwornie i uciekła. Lepiej nie ryzykować, choć do dziś ma w głowie:
Aurea prima sata est aetas, quae vindice nullo,
sponte sua, sine lege fidem rectumque colebat...
A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Otóż nie wiem czy pisałem, ale pańcia zapisała się na basen. Na basenie między innymi jest rzeka, po której pływa się w kółko i z której się wyrwać za cholerę nie można, bo podobno prąd człowieka wciąga. Poza tym, pańcia uprawia tam gimnastykę w wodzie a potem wdziewa swoje płetewki i idzie pływać zwyczajnie. Niedługo, niestety.
I niedaleko.
Teraz będzie ta, no, dygresja.
Sześć lat temu pańcia chodziła na kurs nauki pływania, po którym dostała jakiś czepek. Żółty, czy coś. W każdym razie, by dostać ten czepek, pańcia musiała przepłynąć 1500 metrów, no i przepłynęła, choć podobno trwało to strasznie długo. A nawet jeszcze dłużej a na koniec pańcię z wody wyciągało trzech krzepkich ratowników. Nie, żeby się topiła, nie, ale tempo pańciowego płynięcia wzbudziło dużą sensację wśród pracowników basenu, być może dlatego, że w końcu chcieli zamknąć interes i iść do domów.
W każdym razie, 1500 metrów pańcia przepłynęła i ma to na piśmie i do licha nie było to przed wojną, tylko głupie sześć lat temu!
A teraz przepłynęła metrów 150 i umarła na zadyszkę i ogólną niemożność ruszania żadną kończyną.
Pańcia jest strasznie tym zdołowana. Na dodatek od tego basenu dostała jakiegoś szału na słodkie i kaloryczne. Ostatnio kupiła kilogram pierogów z serem i litr lodów, pierogi zagrzała w mikrofali, walnęła na nie te lody i pożarła to jak jakieś dzikie zwierzę. Junior zdołał pańci wyrwać z zębów ostatnie pięć sztuk.
Jak pańcia osiągnie sto kilo, to co to będzie???
