Dziś odszedł Mieczysław. Bardzo poczciwy rudy kotek. Był jak landrynka, słodki aż do przesady. Był jakby landrynki popijać coca cola - za dużo cukru w cukrze. W zeszły wtorek (8.11.2011) zwymiotował. Pomyśleliśmy, że to nic takiego, przecież koty czasem wymiotują. W środę (9.11.2011), przed naszym wyjściem do pracy zwymiotował po raz drugi. Kiedy wróciliśmy a była niestety już 21 znaleźliśmy ślady po wymiotowaniu. W czwartek rano (10.11.2011) poszłam do pracy. Nie mogłam jednak tam wysiedzieć i wyszłam tak, żeby na otwarcie gabinetu(10.00) wejść już do lekarza. Zrobił test i okazało się, że to panleukopenia. Dostał kroplówki zastrzyki itd. Nie dawało mi to jednak spokoju i postanowiłam, że zrobię coś więcej. Zadzwoniłam do innej lecznicy i usłyszałam: musi dostać interferon. Więc pojechaliśmy i dostał. Zapytałam o surowice, pani doktor powiedziała, że na to już za późno. Zadzwoniłam do pana doktora powiedział "jeśli jest możliwość zdobycia surowicy dajcie mu ją" Wróciliśmy do domu. W piątek (11. 11.2011) nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Przez przypadek na jednym z portali ogłoszeniowych znalazłam informacje o kotce, która została wyleczona z pp. Niewiele myśląc zadzwoniłam pod wskazany numer. Chciałam zapytać co mogę dla Miecia zrobić. Było mi głupio bo to święto, późna pora, a ja zawracam obcym ludziom głowę. Ale to nie byli obcy ludzie. Kochali koty tak samo jak ja i mój mąż. Okazało się, że rozmawiam z Panią która prowadzi fundację na rzecz zwierzątek. Jeszcze w ten sam dzień dostał surowicę. Miałam wrażenie, że jest mu ciut lepiej. Cały długi weekend (wierzcie mi, to był najdłuższy weekend w moim życiu) Mietek był pod opieką lekarza, który nie zwracał uwagi na to czy jest święto, dzień wolny od pracy tylko czuwał nad nim. Jego poprzednia właścicielka równocześnie z nami zastanawiała się co możemy jeszcze zrobić. Z niedzieli na poniedziałek pojawił się kryzys. Mieciu w nocy chciał się chować w kątki. Czułam, że chce od nas odejść. W poniedziałek po pracy pojechaliśmy do lecznicy podać mu kolejną surowicę. Biedak był ledwo żywy. Usłyszeliśmy, że ma małe szanse na przeżycie nocy. Lekarze robili co mogli. Został na noc w szpitalu. Dziś rano mąż zadzwonił do doktora. Cudowna wiadomość - Mieciu przeżył noc. Niestety jakieś 40 minut po telefonie Mieciu przestał oddychać. Zasnął sobie landrynek. Zasnął i zostawił nas, którzy tak bardzo go kochamy. Nie zdążyliśmy go zaszczepić. Dlatego ta straszna choroba go zabrała. Może za późno dostał surowice. Nie jesteśmy lekarzami. Może za późno zobaczyliśmy, że coś jest z nim nie tak. Ale zachowywał się normalnie. Nie wiem co zrobiliśmy źle. Szczepcie swoje kotki nawet jeśli tak jak Mieciu nie wychodzą z domu. To uchroni je przed tą i innymi strasznymi chorobami a was przed cierpieniem. Mieciu tęsknimy za Tobą wszyscy. Zawsze będziesz w naszych sercach.
Chce bardzo podziękować:
Pani Dorocie - pierwszej właścicielce Miecia za zaangażowanie i pomoc w trudnych chwilach.
Pani Agnieszce z fundacji AFN za słowa "proszę pani kot to kot, kotka trzeba ratować", za zorganizowanie surowicy w święto niepodległości i za ogromne wsparcie psychiczne podczas całej choroby Mietka.
Pani Grażynie Dudzie z lecznicy na Ruczaju ul. Drukarska 9 (nie pamiętam nazwy) za natychmiastowy przyjazd mimo święta i dnia wolnego od pracy i podanie landrynkowi surowicy.
Panu Sławomirowi Szpeyerowi z lecznicy na ul. Bobrowskiego 11 w Krakowie za wspaniałą opiekę nad Mieczysławem, zainteresowanie i poświęcanie prywatnego czasu w święta, żeby podać mu płyny.
Lekarzom z Arwetu w Wieliczce za próby ratowania "beznadziejnego przypadku" i całonocną opiekę.
Przemusiowi za to, że głaskałeś go po główce i cierpliwie podawałeś mu płyny i wspierałeś mnie we wszystkim co robiłam.
Paulinie za wsparcie i dobre słowo, za to, że mimo braku czasu znalazłaś go dla nas.
Jamalowi i Jabukowi za trzymanie kciuków i myślenie o Mieciu.
Wszystkim, którzy po przeczytaniu historii Miecia na facebooku (profil AFN FUNDACJA) dodawali komentarze (lub nie), i myśleli o nim, wierzyli w niego i trzymali za niego kciuki.
Mici, naszej białej koteczce za to, że myłaś o Mieciu i ogrzewałaś go kiedy było mu źle. Wiem, że Ty też za nim tęsknisz.
Dziękuję Wam bardzo.
Mieciu biegaj sobie za Tęczowym Mostem...
