Marzenia11 pisze:Hej - zadzwonił do mnie przed chwilą facet w sprawie adopcji maluchów. Powiedział ze mniej więcej miesiąc temu adoptował kociaka (koteczkę) z Palucha, której nie udało się uratować - wymiotowała, była słaba i chuda i po tygodniu leczenia odeszła. Zapytałam pana czy to była pp, pan nie wiedział, ale ma się dopytać u weta, natomiast nezależnie od tego mam pytanie do Was - czy mogła być to pp u Was? Ze względu na chęć adopcji kotów ode mnie wolę wiedzieć, czy istnieje takie ryzyko mimo ze moje torpedy są dwukrotnie zaszczepione.
Marzenia, istnieje takie samo ryzyko jak w każdym schronisku, skupisku kotów czy lecznicach, w których przebywają kocięta. Szczególnie w sezonie.
marakota pisze:przepraszam , ale nawaliłam w sprawie kota![]()
tak to jest jak się nie ma doświadczenia. jak wymknęłam się z pracy około 12 (akcja łapania była około 9 rano) - to w lecznicy powiedzieli, że jest z kotem ok, zdjęli puszkę, opatrzyli (bez szycia) skaleczenia szyi, wieczorem nakarmią i wypuszczą. (nawet nie pomyślałam o kastracji/sterylizacja ucieszona, że z nim OK. nawet nie zapytałam jaka jest płeć- ech).
jak to podpowiedziałyście, pomyśłam, że wracając o 16 z pracy- pójdę i go zabiorę.
a tu zonk- w lecznicy mi mówią, że już go wypuścili. i ze nie widzą czy to był kot czy kotka i czy kastrowany. ma dziś po 16 być lekarka która go przyjmowała, ale nie wiem czy jest sens tam jeszcze chodzić i wypytywać.
jedno doświadczenie więcej za Tobą. Trafiłaś na ciężki kaliber jeśli chodzi o lecznicę jak widać, ale dopytać warto.
