Ale w końcu muszę, bo inaczej się uduszę

Nie mogę przejść do porządku nad tym, jak tym razem zostaliśmy potraktowani na Białobrzeskiej.
Tam leczy swoje koty obecna opiekunka Gringa, tam Gringo miał robiony RTG i byłam wtedy bardzo zadowolona z wizyty.
Tam też się umówiłyśmy z panią, bo zależało jej na jak najszybszym pokazaniu chłopaka i "rejestracji w swojej" lecznicy. Jest to dla mnie zupełnie zrozumiałe. Ucieszyłam się, że "moje dziecko" będzie pod opieką tak świetnej i polecanej lecznicy, a także jeszcze bardziej polecanej pani doktor Czubek. A ponieważ to ja się do tej pory opiekowałam Gringiem, to zupełnie naturalne mi się wydawało, że powinnam być przy pierwszej wizycie, bo na temat jego zdrowia i dotychczasowego leczenia mam skądinąd jakąś tam orientację.
Jakże się myliłam

Pani dr potraktowała Gringa, jak kociaka przyniesionego wprost z ulicy - bez żadnej historii choroby, z najgorszymi możliwymi podejrzeniami. Ma gorączkę, to przeciwgorączkowy, antybiotyk, kroplówka. Dostał zresztą coś jeszcze, ale nie było kogo spytać co to, bo w tym momencie lekarki nie było w gabinecie, a techniczka (stażystka?) stwierdziła jedynie, że "pani doktor kazała dać"




Mogłam sobie mówić do u... śmierci, że jemu ta gorączka to zazwyczaj samoistnie spada, a nawet jeśli jest zbyt wysoka, to on b. ładnie reaguje na leki przeciwgorączkowe - u niego to kwestia 15-30 minut maks i chłopak gania jak najęty. I naprawdę nie trzeba go dodatkowo katować kroplówką podawaną igłą dla słonia

Nieistotny też był brak stanu zapalnego w morfologii czy odwodnienia i jakichkolwiek wskazujących na taki stan objawów w kocie

Żeby było milej i sympatyczniej, nowa pani Gringa została na wejściu (przy mnie!) objechana przez p. dr jak smarkula "czy zdaje sobie pani sprawę z zagrożeń!" i "jak pani koty to zniosą?!", została zalecona 2tygodniowa kwarantanna i najlepsze "jeśli w ciągu 2 tygodni po kwarantannie koty nie zaczną ze sobą spać, to musi się go pani pozbyć!"




Ja to już w ogóle zostałam potraktowana jak wredna zołza, która wciska bogu ducha winnym ludziom chore koty


Jednym słowem - kot został potraktowany rutynowo i bezmyślnie, ludzie kompletnie bezdusznie.
Lecznica Białobrzeska i dr nauk wet. Czubek - NIE POLECAM!
Nie sądzę, żeby Gringowi zaszkodził ten cholerny antybiotyk czy kroplówka - choć po Fosterkowej wątrobie to najchętniej każdemu bym najpierw biochemię robiła

Nie zrobiłam sceny, nie zabrałam kota - choć mi się serce krajało, bo wymordowany został strasznie

Poza tym - moje gratulacje w wyjaśnianiu teraz czegokolwiek. A idę o zakład, że tydzień po zakończeniu "leczenia" wrócą mu te wahania temperatury

Wiem, że opiekunka zrobi dla niego wszystko, będzie troskliwa i będzie go kochać na zabój. W rozmowie koło południa, następnego dnia też usłyszałam od pani, że "przecież on wygląda i się zachowuje jak kompletnie zdrowy kot!"

Ale zastanawiam się bez przerwy... Czy oprócz domów mamy sprawdzać też wetów?!


Oddanie Gringa do adopcji było dla mnie strasznie trudne - kto go widział na żywo, miał w rękach, spojrzał w te ślepka, ten wie, o czym mówię.
Dodatkowo w momencie oddawania nie był w 100% zdrowy. Miał te dziwne wahania temperatury, o których pisałam .
Z niczym się nie dało tego powiązać, jeśli już to ze stresem, ale też nie było to oczywiste - żadnych innych objawów: kichania, smarkania, kaszlu, jedyne co, to jedno oko lekko zaczerwienione z minimalnym wyciekiem, ale nie ropnym. Krople zresztą dostawał od dłuższego czasu i było widać, że to kwestia jeszcze "pokropienia" przez chwilę. W momencie spadku temperatury Gringo był najzdrowszym, szalejącym kociakiem. Jedyny "problem" jaki był wyraźny poza temperaturą, to nie do końca uregulowane sprawy jelitowe - ale to też już na dobrej drodze, bo kupal raz był bardzo ładny, raz nieco mniej.
Zarówno kwestia wyjaśnienia skoków temperatury, jak i sprawy jelitowe, to uwagi, obserwacji, ingerencji w razie potrzeby, ale przede wszystkim czasu i uregulowania trybu życia. U mnie o to trudno przy 9 kotach, w tym połowie tymczasów, którym bez przerwy coś tam skądś tam leci.
Dlatego się zdecydowałam oddać go w takim stanie zdrowia. Jakbym wiedziała, że dostanie antybiotykoterapię, to wolałabym przeprowadzić ją u siebie, gdzie Gringo jednak "na starych śmieciach".
W niedzielę pojechaliśmy jeszcze do naszej jokotowej lecznicy (Boliłapki), gdzie mały został dokładnie zbadany, osłuchany, obmacany i obejrzany ze wszystkich stron oraz zrobiono morfologię. Temp. miał 39,3 (rano 38,1, wieczorem 38,3)


Jest mi z tym wszystkim cholernie źle
