Ręce mi się jeszcze trzęsą. Gdy Beata/Bagienka do mnie napisała... straciłam przytomność. Czytałam pw bez końca i nie wierzyłam. Domownicy bez końca musieli mnie szczypać. Póżniej niestety przyszła grypa żoładkowa, ale jestem już gotowa. W sumie niczego nie opóźniłam, bo chłopacy byli oglądani przez sztab wetów dzięki naszej ukochanej Ani i Jagodzie.
Porządkując: Filuś już kompletnie wyleczony. Klakierowi nic nie dolegało. Stoją w boksach startowych.
Szukamy przede wszystkim transportu do Lublina, bo Beata nawet do Lublina ma kawałek. Na razie znajomi olsztyniacy nie wybierają się w tamte strony, nawet odpłatnie. Dostałam tylko jedną odpowiedź, typu: może będę jechał. I na tym osobniku się skupię.
Przy dalszym, niereformowalnym oporze, dojedziemy tylko do Warszawy. W Warszawie mamy niezastąpioną Carmen.
Czyli podsumowując: jest dobrze
