Stefan w nocy wyciągnął sobie wenflon. Znalazłam go rano leżącego na posłaniu, na którym były spore plamy krwi. Tylna część ciała, łapy były zakrwawione. I w przeciwieństwie do wczorajszego wieczora - był bardzo słaby.
Jak dojechaliśmy do lecznicy, to temperatura ciała wynosiła zaledwie 33 stopnie.
Krwawienie mogło być z rozwalonej żyły (zadrutowana szczęka mogła pomóc w tym "dziele"), ale szukaliśmy jeszcze innych możliwości upływu krwi. Innych śladów na zewnątrz nie było, na USG nie widać było również płynu w jamie brzusznej.
O otwieraniu kota w celu sprawdzenia nie było mowy, zdecydowanie za słaby był na cokolwiek.
Kroplówki, leki, również przeciwkrwotoczne. Po kilku godzinach temperatura podniosła się do 39 stopni.
I pojechaliśmy z lecznicy na "OIOM" do Jopop. Jeszcze w drodze Stefan leżał niemrawy.
U Joanny kotu poprawiło się do tego stopnia, że nie mogłam uwierzyć w tak szybką metamorfozę. Ożywił się aż za mocno na widok jedzenia.
A teraz staramy sie uwierzyć w to, że będzie to już trwała poprawa i nie będzie więcej żadnych komplikacji.
