Azotemia => zwiekszone stężenie azotowych ciał niebiałkowych w surowicy krwi.
Mocznica => azotemia wywołana pierwotną chorobą nerek.
Stąd wynika, że nie każda azotemia jest mocznicą.
Badania krwi polegają na oznaczeniu stężenia mocznika i kreatyniny w surowicy krwi.
Wykazują azotemię, nie wskazując na jej pochodzenie.
Wobec powyższego fałszywym jest zdanie: "z wyników badania krwi wynika, że kot ma mocznicę".
Prawdziwym jest natomiast, że zdanie powyższe ma swoje źródło w ignorancji.
Niezależnie ile dyplomów posiada wygłaszający.
Dziwnym jest, że poważna fundacja współpracuje z ignorantami, płacąc im za nienależycie wykonane usługi.
Taka współpraca rodzi podejrzenie niskiej efektywności zarządzania dysponowanymi funduszami.
Między innymi po to powstają fundacje, by sprawować kontrolę nad zagadnieniem i efektywnie wykorzystywać pozyskane środki.
Nie po to, aby szczycić się pozorowaniem działania, bo na pozorowane działanie zaczyna mi wyglądać historia tego kotka.
Jeszcze chwila a posypało by się mnóstwo

i innych duperelnych superlatyw, tylko umknie drobiazg, że właściwie lepiej dla kota było zostawić gdzie był.
Nie stresować i dać mu spokojnie dożyć swoich dni na swoim podwórku.
Lepiej było nie dawać zarobić konowałom, bo dla kota nic dobrego to nie wniosło.
Lepiej było fundusze przeznaczyć na działanie bardziej efektywne.
Efektywne, znaczy takie nie budzące merytorycznych watpliwości co do jego sensu.
Z upływem czasu coraz bardziej dręczą mnie tego typu wątpliwości. Śledziłem ten wątek, bo wiedziałem znacznie wcześniej jakie będą te wyniki. Lub ewentualnie zostanie podjęta próba kastracji bez uprzednich badań.
Pytam się więc, co teraz z tym kotem zamierzacie zrobić? Koszty rzetelnej diagnostyki, to co najmniej 200 - 300zł.
P.S> Lekturka dla ignorantów. -> "Zarys diagnostyki i terapii chorób układu moczowego psów i kotów" Z. Jarocki ISBN 83-915290-0-2
Książka nieco przestarzała w świetle najnowszych badań, jednak wciąż aktualna odnośnie podstawowych definicji.