Zawsze starałam się nie narzekać personalnie na lekarzy publicznej służby zdrowia. Wiem, że ciężko pracują i zarabiają grosze. Bywało różnie, ale zawsze dało się uśrednić doświadczenia, tak, że mieściło się w normie.
Ale to co dzisiaj nas spotkało natchnęło mnie cholerną obawą; uświadomiłam sobie, że w nagłym przypadku mam szanse skonać dzięki NFZ i w świetle prawa wszystko będzie ok.
Po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się wyjść z gabinetu w pół słowa lekarza
(może to zresztą była pani felczer, albo technik naprawy motocykli.)O drugiej nad ranem dziecko –
pechowo się składa, że pełnoletnie - dostaje potwornego bólu ucha; ból jest taki, że siedzi i płacze –
rodzicowi włącza się alarm, bo o ile normalne jest, że małe chore dziecko płacze, o tyle dorosłe dzieci jakoś sobie radzą.Szukam rozpaczliwie w internecie numerów do całodobowej placówki. Najbliższa nie odbiera.
Dalsza informuje mnie, że dyżur dla mojej dzielnicy jest tam, gdzie nikt nie odbiera. Jedziemy taksówką. Pielęgniarka nas przyjmuje, ale stwierdza, że od marca nasze nocne ambulatorium jest gdzie indziej, ale nie odmawia zarejstrowania.
Zostajemy więc.
Największe zdumienie budzi sam fakt naszego pojawienia się przed 3-ą nad ranem. Jak wiadomo
dorośli o tej porze śpią, a w nocy chorują wyłącznie dzieci.Udaje się nam przejść pozytywnie weryfikację rejestracyjną, dziecko po 2 nurofenach ultraforte (2x400mg ibuprofenu) i tak zwija się z bólu.
Zostajemy skierowane do gabinetu, lekarz ma za chwilę przyjść. Po jakimś czasie wychyla się ku nam głowa prehistorycznego żółwia, która ma do nas pretensje, czemu nie mówimy że jesteśmy i skąd ona ma wiedzieć, że ktoś potrzebuje pomocy. Na stwierdzenie, że kazano nam czekać otrzymujemy niedowierzające prychnięcie.
I od tego momentu zaczyna się seria niedowierzających prychnięć, kwitujących właściwie każdą moją wypowiedź.Znowu jesteśmy strofowane, że w ogóle przyszłyśmy w nocy na dyżur nocny, bo jak wiadomo do lekarza chodzi się w dzień
(jest 3 rano w sobotę – i tak musiałybyśmy przyjść do tego ambulatorium).
Jednak pani dr ledwie trzyma się na nogach nie z powodu pory, ale z powodu wieku.
Ja bardzo szanuję starszych ludzi, mam do nich ogromne zaufanie, do ich wiedzy i doświadczenia.
Ale ta pani jest na oko sądząc od 30 lat na emeryturze, a poza tym za jedyny lek uznaje aspirynę.
Na wstępie powiedziała, że nic nam nie może pomóc, bo nie ma czym zajrzeć do ucha, potem powiedziała, że nurofen nie obniża gorączki, bo jedynym lekiem przeciwgorączkowym jest aspiryna. Że to nieprawda, że dziecko od tygodnia ma grypę (to stwierdził lekarz pierwszego kontaktu w poniedziałek), że groprinosin
(lek antywirusowy) jest fanaberią i że to na pewno nie zapalenie ucha (do którego i tak nie ma jak zajrzeć).
Daje dziecku elektroniczny termometr, mimo, że mówimy, ze nie ma gorączki, a poza tym zażywała nurofen. Pani dr prycha.
Termometr pika, że zmierzył temperaturę – jest 36,8 (trudno, żeby było więcej po 800mg ibuprofenu); pani doktor wkłada dziecku termometr jeszcze raz pod pachę i każe potrzymać „jeszcze trochę” - przypominam – to jest termometr elektroniczny – on nie „naciąga”
Lekarka zagląda do gardła – mówi że wyrzyna się lewa ósemka – na nasze stwierdzenie, że boli prawe ucho, pani prycha i stwierdza, że prawa też się będzie wyrzynać.
Następuje badanie palpacyjne, dziecko zaczyna płakać z bólu, lekarka z wyraźną satysfakcją uciska wszystkie najbardziej bolesne punkty, zagina do środka kanału słuchowego ten dzyndzołek, który jest przy wejściu do małżowiny. Dziecku lecą łzy.
Pani doktor z uporem obmacuje szyję.
I w końcu stwierdza, że to ból mięśnia.
Podnoszę się i wychodzę – pielęgniarka nie wydaje się zaskoczona naszym nagłym wypadnięciem z gabinetu, ani moim stwierdzeniem, że pani doktor nie radzi sobie sama z sobą, więc jedziemy szukać pomocy u kogoś kompetentnego albo przynajmniej nie prychającego.
Napisałam w skrócie o naszych doświadczeniach wyłącznie z panią Żółw Prehistoryczny, bo te mną najbardziej wstrząsnęły. I doprowadziły na skraj szaleństwa z bezsilnej wściekłości.
Jest to ten typ lekarza, który przyjeżdżając karetką pogotowia do pacjenta z zawałem zaleca podać leki przeciwbólowe i sugeruje, że pacjent symuluje.
Dlatego napisałam, że boję się, że w nagłym przypadku na coś takiego trafię.
To jest jakiś koszmar. Ja rozumiem, że ta pani stara się dorobić do niskiej emerytury, ale ona stanowi zagrożenie dla pacjentów
Szczególnie gdyby ktoś przyjechał z małym dzieckiem.
Niestety nie dotrwałam do momentu przybicia przez nią pieczątki, więc nie wiem jak się nazywa – a chciałabym tu wypisać dużymi czerwonymi literami – dr taka i taka – trzymajcie się od niej z daleka, bo jeśli coś wam naprawdę dolega możecie nie dożyć właściwej i kompetentnej pomocy.
Udało się ustalić personalia tej żywej skamienieliny lekarskiej - jest to pani Anna M-G (jakby co, zwracajcie uwagę na inicjały lekarzy - pani wyglada jak zasuszony żółw z koczkiem z czarnych loczków i co chwile prycha lekceważąco - nie ma szans pomylić jej z kimś innym)
Nie dostaliśmy skierowania do laryngologa.
Dodam, że usiłowałam znaleźć całodobowy dyżur laryngologiczny w internecie i uzyskaliśmy informację, że jest w szpitalu po drugiej stronie miasta. Tam nas odesłano z kwitkiem, bo nie ma takiego dyżuru – nie dowiedzieliśmy się gdzie jest.
Moje stwierdzenie, że informację znalazłam w necie skwitowano wzruszeniem ramion.
Zadzwoniliśmy do kolejnego szpitala gdzie powiedziano, że możemy przyjechać nawet bez skierowania i że laryngolog ją przyjmie.
W tej chwili córka z TŻ są w szpitalu. Jest 5.40, czekam na nich i na diagnozę.
Nie wiem JAK uzyskać wiarygodne informacje, gdzie w Krakowie można uzyskać sensowną pomoc w nocy, w weekend, w święto,
jeśli nie jest to stan zagrożenia życia, a równocześnie nie jest to ból gardła i katar.I czy to jest normalne, że w całodobowym ambulatorium nie ma czegoś tak prostego, jak wziernik douszny (jakkolwiek się to nazywa)?
Czy to jest normalne, że SOR przyjmuje w nagłym przypadku zapalenia ucha, zamiast przyjmować ofiary wypadków i ciężkie przypadki?Jak pomyślę o tych wszystkich zadowolonych z siebie i swoich dokonań ministrów zdrowia, to mam ochotę życzyć im nagłego obustronnego zapalenia ucha środkowego.
I pani doktor Prychający Żółw również.
I niech się leczą aspiryną, bo wszystko inne to fanaberie