Dziś byliśmy z Cyrylkiem u weta, bo któryś z kociastych musiał go drapnąć w oczko - strasznie ropa zaczęła mu się lać od wczoraj. Poprosiłam o rutynowe osłuchanie, czy wszystko jest OK i okazało się, że mały ma szmery w dolnych drogach oddechowych i temp. 39.9 st. C

Najgorsze jest to, że absolutnie nie było po nim widać, że dolega mu cokolwiek oprócz oka! Byliśmy w totalnym szoku! Nasze czernidełko dostało metacam na gorączkę i betamox + oczywiście krople do oczka, w sobotę kolejny zastrzyk i kontrola. Szarocia też z nami pojechała i została zaszczepiona (w tym na białaczkę - trochę się boję, nigdy wcześniej nie szczepiłam swoich kotów na tę chorobę - mam nadzieję, że nic złego jej nie będzie, żadnych nowotworów, tfu tfu!), na razie malutka zachowuje się normalnie, ładnie je, nie jest osowiała. Oby tak zostało, bo jutro znów nie ma nas cały dzień i nie będę mogła jej obserwować.
Baculek nadal się nie odnalazł, a Szylunia została naszą rezydentką, niestety tylko na 1 dzień - była na tyle chora, że nie byliśmy w stanie jej uratować (płyn w płucach, strasznie powiększona wątroba, powodująca silny ból), pozostanie w naszych sercach na zawsze, tak samo jak Honorcia, do której dołączyła na cmentarzu dla zwierząt. Tęsknię za Szyleńką, ale cieszę się, że zaznała miłości, miała dom i swoich Dużych, szkoda, że tak krótko. Cieszę się, że nie odchodziła sama w śmierdzącej piwnicy, w mękach, tylko zasnęła tulona przeze mnie. To już 3 tygodnie jak jej z nami nie. Szyleńko, pamiętamy... [*][*][*]