Witajcie wszysycy
Kussad - ja przez dość długo czas miałam w podpisie wyjaśnienie: Tu Korciaczkowa mam i mój nowy nick, ale w końcu go zdjęłam. My się tak dzielimy z córkami rolam
Chciałam już dawno to zrobić, ale dopiero teraz: bardzo dziękuję Ci maggis1980 za ten tekst
"To moze ja cos dopisze.
Pierwsze dokocenie bylo latwe. Melka byla kociakiem, Lilka tez, wiec po kilku sykach, groznych minach i jednym przeturlaniu sie przez mieszkanie kotki sie pokochaly. Z Bazylem tak latwo nie poszlo... Dziewczynki mialy okolo 10 mcy, kiedy przyszedl 11 mczny Bazyl. Dokocenie w mojej opinii trudne bardzo. Dziewczyny obrazone, nie jadly, byly spiete, siedzialy w 1 miejscu, ale kazda osobno przezywala pojawienie sie Bazyla.
Bazyl wrogo nastawiony, pewnie ze strachu - warczal, syczal, gulgotal. Serce mi pekalo - jak to, MOJE dziewczynki sie stresuja, a ten (jeszcze wtedy NIE MOJ Bazyl, NIE MOJ w sercu) warczy na nie, jak smie ? Przegania je, nie wpuszcza do pokoju ?! JAK SMIE ?!
Mijaly dni, bylo coraz lepiej. Z kazdym dniem Bazyl stawal sie moj. Z kazdym dniem dziewczynki mi wybaczaly, ze przygarnelam do nas jeszcze chlopaka. Dokocenie trwalo miesiac. Po miesiacu moglam powiedziec, ze jest OK. W momencie, w ktorym decyduje sie na kolejnego kota - decyduje sie rowniez na konsekwencje - przeciez wiem, ze koty nie dogajaja sie w 5 minut. To musi potrwac. Ja rowniez nie bylam szczesliwa i naprawde cierpialam patrzac na niezadowolenie, obraze i smutek moich kotun. Ale liczylam sie z tym decydujac sie na Bazyla. Wiedzialam, ze poczatki takie beda - trudne, ciezkie, chwytajace za serce.
Moze bez sensu, ze to napisalam....ale jesli choc jednej osobie pomoze w podjeciu decyzji, jesli choc jedna osoba zastanowi sie nad konsekwencjami dania kolejnemu kociastemu nadziei na dom - warto.
Pozdrawiam serdecznie."
Miłego dnia:)