Dzięki Basiu za wstawki fotek
Minął nam dzień nowy.Nowy bo nowe leki zaordynowane przez wetka musimy podawać. Chłopaki ślinią się na koksydiowe paskudztwo. Żuczek dzielnie walczy o mleko i gerberki.Płacze i lamentuje. namoczone suche nie wchodzi mu tak jak należy choć żoładek ma swoje prawa. Dzięki wielkie iwonie66 raz jeszcze za intensinala. Maluszki jedzą i mają tylko to i suche połykać. Żuczek wymiotuje kawałkami bo gówniarz zasysa a nie gryzie. Trzeba mu widelcem klepać na miazgę. A i to nie jest przyjmowane z radością.
Jakoś ciągniemy i dobrze,że wolne jest.
Żuczek trwa.Mało je. Pije.
Najważniejsze,że zyje.Każdy dzień dla niego to większa szansa na przeżycie.
Felek był dziś w gabinecie doktorka i pokazał cały swój cudny charakter. Oszczędził lekarza i nas.

Niby nic nie ma.Ani temperatury, ani gardła,chrycholenia czy świstów. Katar i oczy załzawione tylko.Ale życia w kocie nie ma.Nie je, nie pije...Pokuty został igiełkami . Jutro mamy się pokazać.
Popiołem zaś ma zaklejone oczko i temperaturę. Kropelkujemy, zbiliśmy wstrętne słupki i jutro zaliczymy wetka.Je ,pije,szaleje...
Zamienili się z Felkiem czy co?
Wmaszerowałam dziś do gabinetu z radosnym oświadczeniem blondynki,że weekend bez nas jest dla doktorka weekendem straconym. P.Wojtek stanął na wysokości zadania i sprostował,że dzień bez nas jest dniem straconym