Dziś jedziemy jeszcze do jednego weterynarza ,potwierdzić diagnozę i plan leczenia paliatywnego.
Na dzień dzisiejszy Bilbo w super stanie.
Ładnie zjadł,teraz śpi na swoim ukochanym hamaczku. Tyle w nim życia dziś bylo,kiedy ganiał za naszymi dwoma innymi kotami ,że nie wierzyłam ,że to kot śmiertelnie chory.
Już raz wywinął sie śmierci i wiem,że będize od niej uciekał ,jak najdłużej.
Jest młody ,chce zyć.
Chcę sie bawić i wydawac ten śmieszy odgłos ,który robi większośc kotów ,widząc ptaka ,czy muchę. Wczoraj wieczorem ,kiedy leki zaczęły działac ,polował na ćmę.
Warga mu lekko drżała i szczękał zębiskami.
Jest taki pocieszny ,kiedy to robi.Wielki,włochaty kocur ,zachowujący się jak malutki koteczek ,mówiący"daj ,daj mi koniecznie tę ciemkę ,musze,musze ją mieć" (normalnie jestem pewna ,że gdyby potrafił mówic ,tak własnie by do nas gadał

.
Wasze wsparcie i ciepłe myśli o nas są nieocenione.
Dają mi siłę.
Czytam historie innych kotów i łezka mi się kręci.
Mam ochotę objąć i przytulić każdą kociarę ,która straciła swoje kocie dziecko.
Tak bardzo jestem przejęta każdą ,każdziutka smiercia.Odejściem ukochanego kota.
Chciałabym wyciągnąć z tego cierpienia i choroby jakąś lekcje ,która daje mi mój kot.
bo cierpienie dla samego cierpienia nie ma sensu.
Zawsze jest jakaś ukryta lekcja.Powoli wydaje mi się ,że wiem ,jaka jest dla mnie.
wierzcie mi ,mój Bilbo tak bardzo mnie uczłowieczyl i uwrażliwił ,jak żaden inny człowiek i wydarzenie w moim zyciu...
Pragnę bardzo,bardzo podziękować Kociamie,która napisała niezwykle wzruszające i podnoszące na duchu listy do mnie.
Kochana ,dziś wieczorem odezwę się.
Teraz zbieramy się i jedziemy do weta(bez kota ,nie ma sensu go teraz wozic i stresowac ,pokażemy tylko zdjęcia rtg)